
Ponieważ na szczęście, jeżeli chodzi o literaturę, serce może pomieścić wiele miłości, zacznę od wyznania, że zakochałam się w powieściach Paola Cognettiego i cenię sobie spotkanie z każdym tytułem, więc przeczytałam wszystkie, które dotąd ukazały się po polsku. Akcja „W dolinie” znów przenosi nas w Alpy, a konkretnie pod masyw lodowca Monte Rosa. Poznajemy historię dwóch braci, którzy nie mogą się bardziej różnić, a jednocześnie tak wiele mieć ze sobą wspólnego. Luigi i Alfredo. Jeden na dobre osiadł w dolinie, gdzie coraz mocniej zapuszcza korzenie, i oczekuje potomka, drugi zaś, wagabunda, wraca z dalekiej Kanady, by uporządkować ze starszym bratem sprawy spadkowe po śmierci ich ojca. Cognetti wykorzystuje piękną metaforę dwóch drzew, które ojciec sadzi po urodzeniu się każdego z nich. Starszy zostaje modrzewiem, młodszy – jodłą. Obydwaj mają w sobie mnóstwo gniewu, który regulują alkoholem, cierpiąc i nie potrafiąc znaleźć ukojenia. Tam, gdzie jest alkohol, zawsze prędzej czy później dochodzi do przemocy i nie inaczej jest w tej historii, utrzymanej w niespiesznym, czułym i wrażliwym rytmie niemalże biblijnej przypowieści. Autor przeplata historię braci wątkiem zwierzęcym, bardzo znaczącym, bo również ukazującym bezwzględność natury, ale przede wszystkim człowieka, którego okrucieństwu natura się po prostu przygląda. Te dwa światy stykają się zresztą w bardzo pięknej scenie spotkania drugoplanowej postaci ze świata ludzi, czyli żony Luigiego – Betty, oraz wędrującej po dolinie suki, która opowiada swoją psią historię w pierwszej osobie liczby pojedynczej. W odautorskim posłowiu Cognetti podpowiada trop, z którego wysnuta została ta historia, zanurzony z muzyce, a konkretnie w albumie „Nebraska” Bruce’a Springsteena. To może być pokoleniowe, bo też jej słuchałyśmy z siostrą, rówieśniczką Cognettiego. Koniecznie włączcie sobie tę płytę, czytając najnowszą powieść tego włoskiego czułego rejestratora piękna natury i kruchości naszego człowieczeństwa. A potem sięgnijcie jeszcze do prozy Raymonda Carvera, którego wiersz został wybrany przez Cognettiego jako uwertura tej powieści i nosi ten sam tytuł.
Na koniec jeszcze jedno wyznanie: ekranizacja nagrodzonych Premio Strega „Ośmiu gór” potwornie mnie znudziła, ale nie mam wątpliwości, że kolejne powieści Cognettiego zostaną przeniesione na duży ekran i oczywiście nie mogę się ich doczekać.