środa, 31 marca 2010
WydawcaAtut
RecenzentTomasz Miłkowski
Miejsce publikacjiWrocław
Rok publikacji2008
Liczba stron374


To bardzo czeski pomysł i nawet trudno sobie wyobrazić, że zostałby
wymyślony w innym kraju, do tego potrzebne jest specyficznie czeskie
poczucie humoru. Oto grupa autorów napisała cały cykl dramatów,
których wspólnym bohaterem jest niejaki Ferdynand Waniek, pisarz
opozycyjny w czasach realnego socjalizmu, oczywiście w ówczesnej
Czechosłowacji.

Początek tej owianej już legendą zabawie dał sam Václav Havel,
który napisał jednoaktową komedię „Audiencja”. Komedia tylko z pozoru
jest śmieszna, bo wieje z niej zgrozą – oto kierownik browaru,
w którym zatrudnienie znalazł Waniek, odsunięty od intelektualnych
zatrudnień przez zapobiegliwą władzę ludową, podejmuje na tytułowej
audiencji swego nowego pracownika. Audiencja to zrazu przymilna
i sympatyczna, choć nie stawia w najlepszym świetle kierownika, który
próbuje zwerbować Wańka na społeczne stanowisko autodonosiciela
— zatrudniony w browarze pisarz miałby sam na siebie sporządzać
raporty dla służby bezpieczeństwa, jako bądź co bądź człowiek obdarzony
pewnym talentem literackim, w ten sposób ułatwiając życie
nienawykłemu do pisania Browarnikowi.

Takie to są pasztety pana Havla i innych, a do grupy należą oprócz
ojca-założyciela Pavel Landovský, Pavel Kohout i Jirí Dienstieber. Przegląda
się w tym tekstach całe społeczeństwo, a zwłaszcza jego elita, którą
w czasach trudnych niekoniecznie cechowała odwaga. Pisarz opisuje
szczególną rolę czeskich dysydentów, powszechnie uznawanych za tych,
którzy odrabiają pańszczyznę protestu za innych, tym innym pozwalając
żyć z beztroskim sumieniem. Gorzkie to, ale i zabawne, zwłaszcza że
poszczególne sztuki ze sobą rozmawiają, a na koniec, w jednoaktówce
Kohouta „Safari” dochodzi do trafnej diagnozy także społeczności międzynarodowej
– zajętej i przejętej sobą, której przypadłości gnębionych
intelektualistów z Czechosłowacji nie spędzają snu z powiek.

Lektura tych sztuk jest wielce pouczająca. Niektóre (Havel) bywały
grywane w Polsce, ale aż pokusa bierze na maraton: gdyby tak ktoś
wpadł na pomysł Nocy Wańkofanów!

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ