środa, 7 września 2016
WydawcaPiW
AutorTomasz Lerski
Tłumaczenie
RecenzentTomasz Zbigniew Zapert
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2016
Liczba stron364


Był pisarzem arcywarszawskim – napisał
o bohaterze tej książki Józef Henn
(taka forma nazwiska widnieje na stronie
tytułowej, na s. 284 pod posłowiem jedno
n oszczędzono). Bowiem Antoni Słonimski
świat ujrzał i pożegnał w stolicy.
Właściwie nie opuszczał jej na dłużej nigdy,
wyłączywszy czas II wojny światowej.
Syreni gród stale pojawia się w jego
twórczości. Zarówno w licznych wierszach
– z „Alarmem” na czele – felietonach,
recenzjach teatralnych, filmowych
oraz książkowych, tekstach kabaretowych,
a nawet powieści science-fiction
„Dwa końce świata”. Tomasz M. Lerski
pominął jedynie „Murzyna warszawskiego”.
Czy dlatego, że po Holokauście Słonimski
zabronił wystawiania tej sztuki,
ukazującej w krzywym zwierciadle międzywojennych
warszawiaków wyznania
mojżeszowego?

Tak czy inaczej renomowany kulturoznawca
znów wykonał mrówczą pracę.
Nie tylko skrupulatnie wyłuskał varsaviany
z 29 książek Słonimskiego i oprowadza
nas po bliskich autorowi „Rodziny”
adresach, lecz również opracował wysoce
esencjonalne, a nierzadko odkrywcze
(np. ujawnienie współpracy fabryki platerów
Fraget z dworem Afganistanu) przypisy,
dotyczące wzmiankowanych piórem
pana Antoniego postaci, sklepów, zakładów
przemysłowych, kawiarni, hoteli,
restauracji, tworzących niepowtarzalny
klimat Paryża Północy. Ba, Lerski na potrzeby
swego dzieła rekonstruuje zabudowę
ulicy Niecałej (u schyłku II RP Króla
Alberta). W domu pod numerem 12 Henryk
Sienkiewicz napisał „Trylogię”. A pod
szóstką mieszkał Słonimski. Przez podwórze
tej wytwornej – jak wszystkie wokół
– kamienicy, wyróżniającej się kunsztownymi
balkonami, wiodła droga do Galerii
Luxenburga i mieszczącego się w niej
teatrzyku Qui Pro Quo, gdzie opisywany
gościł i jako autor, i jako widz. A w roku
1936 w tymże budynku otworzył podwoje
nowoczesny dancing FF, kierowany przez
braci Front, Juliana i Aleksandra. Nieopodal
– Bielańska 5 – mieściła się koszerna
restauracja „Piccadilly”, stanowiąca część
Spółki Handlowej Braci Hirszfeld (Ludwik,
wybitny bakteriolog
był z nimi spokrewniony):
„Kiedyś pamiętam – wspominał po latach
Słonimski – w pierwszy dzień świąt Bożego
Narodzenia, gdy wszystko było zamknięte,
poszliśmy na kolację z Lulkiem
Schillerem i Jerzym Leszczyńskim do żydowskiej
restauracji Hirszfelda. Leszczyński
zwrócił uwagę kelnerowi, że podał pieczywo
czerstwe. Kelner spojrzał na niego
z bezdennym politowaniem, puknął się
palcem w czoło i powiedział tylko jedno
słowo: »Święta!«. Jako komentarz dorzucił:
»Boże Narodzenie. Świeże możesz pan
mieć tylko bajgełe«. Te bajgełe też były do
niczego”.

W wyróżniającym się także pietyzmem
ikonograficznym tomiszczu nie mogło
rzecz jasna zabraknąć wiersza „W Warszawie”,
którego zwrotkę wykorzystano w komedii
„Nie lubię poniedziałku”:

„W tę jedną godzinę przed świtem,

Gdy w sennej martwocie trwasz,

Odkrywam zasnutą błękitem,

Twą młodą, Warszawo, twarz”.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ