Proza dogłębna, zajmująca, intrygująca, odkrywająca liczne sekrety przypominające zacne figury i – last but not least – smakowita. Epilog wyczerpującej pod każdym – i wysoce urodziwej – książki ma jednak piołunowy posmak: „Jesienią 1939 roku wpisano do ewidencji tylko około sześćdziesięciu procent zgromadzonego w firmie Jana Wedla ziarna kakaowego. Niemcy nie sprawdzili, czy zadeklarowana ilość zgadza się ze stanem faktycznym, ale prowadzili ewidencję bieżącego zużycia. Gdyby ktoś doniósł o ukrytym ziarnie, kilkudziesięciu pracowników oskarżono by o sabotaż, a firmę oddano pod bezpośredni zarząd niemiecki. Zdecydowano się zatem zgłosić te ukryte zapasy. Podjął się tego Pintowski. Przedstawił Niemcom sprawę jako rezultat nieporozumienia wynikłego z faktu pominięcia w deklaracji ziarna będącego we wrześniu 1939 roku w drodze. Niemcy wpadli w pułapkę własnego stereotypu Polaków jako bałaganiarzy, kwitowanego słowami: polnische Wirtschaft.
Sprawa zakończyła się oczywiście remanentem i do katastrofy nie doszło, choć pojawiły się niezamierzone konsekwencje. Niemcy obłożyli Wedla wysokimi podatkami, co bardzo zmniejszyło kapitał obrotowy, i firma musiała zaciągnąć pożyczkę. Zarządzili też płatność podatków z góry, na co konieczna była kolejna pożyczka. Bank Handlowy chciał pod zastaw wziąć nieruchomość. Wobec tego Jan Wedel z własnego majątku udzielił swojej firmie potrzebnej pożyczki oczywiście bez zastawu. Nie chciał narażać firmy na utratę majątku. Nie oczekiwał odsetek, rada nadzorcza uznała jednak za słuszne dopisanie choć symbolicznych (były o pół procenta niższe niż najniższe z wówczas dostępnych)”.