
Jest autorką bardzo lubianą przez polskich czytelników, cenią ją Anglicy, Hiszpanie, Niemcy (państwowa telewizja przeniosła jej powieści na ekran, tworząc 17-odcinkowy cykl). Nie znają jej Włosi – bo choć Donna Leon od 1981 mieszkała w Wenecji i swoje kryminalne historie rozgrywała właśnie tam, nie pozwala do dziś na dokonywanie włoskich przekładów (pisze nadal po angielsku).
Leon skończy w tym roku 83 lata. Gdy stuknęła jej osiemdziesiątka, wydała tom wspomnień, równie oryginalnych i idiosynkratycznych jak jej powieści. To zbiór esejów, dłuższych komentarzy, nie jest to fabuła oparta na osi czasu – Leon wędruje przez życie w czterech etapach, zaczynając od rodzinnej Ameryki, a kończąc na Szwajcarii, gdzie mieszka od dekady i której jest obywatelką („Na jednego mieszkańca Wenecji przypada sześciuset turystów, czy można sobie to wyobrazić?”, tłumaczyła decyzję opuszczenia miasta nad laguną). Miała życie bardzo bogate, zamożna rodzina pozwoliła jej na dość swobodne przemieszczanie się po świecie, nawet jeśli celem tych zmian adresów było znalezienie ciekawej pracy. Stąd w jej życiorysie znalazła się Anglia, potem Iran, Arabia Saudyjska, Chiny, wreszcie Italia, gdzie wykładała literaturę angielską w weneckiej filii Uniwersytetu Maryland. Po sukcesie pierwszego tomu rozważań commissario Brunettiego nad marnością tego świata ocenianą przez pryzmat Serenissimy odczekała kilka lat, by w 1998 zrezygnować z akademickiej kariery i zająć się wyłącznie pisaniem, ustami swego bohatera krytykując biurokrację, polityków, korupcję, nepotyzm, media, Kościół… Niczego to oczywiście nie zmieniło, ani w książkach, ani tym bardziej w życiu. Tym niemniej przesłanie Brunettiego można czytać w 35 językach.
Jej fascynacja muzyką Haendla („Kto wie, dlaczego zaczęłam słuchać muzyki klasycznej jako nastolatka?”, pyta w jednym z rozdziałów) sprawiła, że z początkiem XXI stulecia stała się managerem, a co ważniejsze – mecenasem barokowej orkiestry Il complesso barrocco, założonej przez amerykańskiego klawesynistę i fascynata muzyki Alana Curtisa. Wspierała zespół aż do śmierci jego twórcy w 2015 roku, dyskografia obejmuje kilkanaście nagrań oper znanych i niemal zupełnie zapomnianych, jak na przykład „Arminio”. „Haendel daje mi wieczną radość, a ja nadal będę darzyć go uczuciem, na które zasługuje: wieczną miłością”, kończy swe wspomnienia.













