środa, 6 września 2023
WydawcaŚwiat Książki
AutorSanta Montefiore
TłumaczenieAlina Patkowska
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2023
Liczba stron400
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 8/2023

Montefiore to nazwisko dość znane w świecie książki. Simon Sebag Montefiore to brytyjski historyk, znany m.in. z biografii carycy Katarzyny II, Romanowów czy Stalina. Santa, jego żona, Angielka z dobrego domu – ponoć wspierana przez męża, debiutowała w 2001 roku powieścią „Spotkamy się pod drzewem ombu”, utrzymaną w klimacie klasycznej latynoamerykańskiej opowieści o wielkiej, mistycznej, wręcz magicznej miłości zwyciężającej wszelkie przeszkody. Rzecz dzieje się w Argentynie. Po sukcesie debiutanckiej książki od dwudziestu paru lat Santa Montefiore publikuje regularnie. Akcje książek umieszcza w różnych miejscach Europy lub Ameryki. Zawsze pięknych i uroczych. W tym roku ukazała się jej kolejna książka pt. „Włoszka z Brooklynu”. Podobnie jak i w poprzednich jej tytułach jest tu wszystko, czego oczekuje (ponoć!) masowy czytelnik: chwytliwy tytuł, kolorowa, ładna okładka, nazwisko autorki, które na miłośniczki romansów działa jak magnes, dopisek nad nazwiskiem autorki, że sprzedano już 6 mln egzemplarzy. Marketingowo dzieło wieńczy blurb Kristiny Harmel, amerykańskiej pisarki, informujący o tym, że książka jest poruszającą opowieścią o miłości utraconej. Fabuła po części zdradzona na czwartej okładce.

Akcja rozgrywa się na dwóch poziomach czasowych. Bohaterka Evelina w 1979 roku wiedzie dobre życie w Nowym Jorku, a w 1934 roku wiodła podobne, ale we włoskiej urokliwej wiosce. Zdarzyła się wojna, która, jak to wojna, zła, mordercza, wszystko niszczy. Ale miłość zwycięża. Nie wiem, jak na czytelników działają opisy umieszczone na czwartej okładce typu niezwykła i wyjątkowa. Na mnie źle. Każda książka jest na swój sposób niezwykła, jeśli nie jest plagiatem, i każda jest wyjątkowa, jeśli została samodzielnie wymyślona przez autora. Imputowanie potencjalnym czytelnikom, że kolejna historia o miłości jest niezwykła, jest wyjątkowym nadużyciem. Takich historii znamy bez liku. Dlatego nie historia miłosna jest w tej książce najbardziej niezwykła (jeśli już poruszamy się w tym kręgu słowotwórczym), ale uwielbienie czytelników do tego rodzaju literatury. Santa Montefiore, autorka bestsellerów, jest jedną z twórczyń i kontynuatorek sukcesu literatury popularnej. Jej książki są uwielbiane i polecane wszędzie tam, gdzie mowa o romansach zapierających dech w piersi. Sama kiedyś sięgałam po takie tytuły i pewnie dlatego do tego uwielbienia mam szacunek. Sukces literatury popularnej zawdzięczamy wielkiej miłości do podpatrywania burzliwych losów innych, zwykle bardziej kolorowych i dramatycznych niż własne życie. Czytanie o nich jest uzależniające jak używki. Czytelnicy, a pewnie głównie czytelniczki, choćby przeczytali dwa tysiące takich książek, to sięgną po kolejną, dwutysięczną pierwszą niezwykłą i wyjątkową opowieść, która ich wzruszy, poruszy, otuli, ociepli, pobudzi bicie serca. Magia czytelnictwa. Nigdy nie do nasycenia. Santa Montefiore jest autorką zdolną i wie, jak kusić. Robi to po mistrzowsku.

„Można kochać na wiele sposobów i w różnym stopniu” oraz „Życie bez miłości nie jest warte, by je przeżyć” to tylko dwa cytaty, które można sobie wynotować z „Włoszki z Brooklynu” jako główne przesłanie autorki. Nie zamierzam dyskutować na temat ich uniwersalności, ale widać czytelnikom przypadają do gustu, bo książka doczekała się już wielu pochlebnych opinii na czytelniczych portalach i jest dwudziestą drugą książką Santy Montefiore wydaną przez Świat Książki. Wszystkie, jak się można dowiedzieć z opinii czytelników, są piękne, niezwykłe i wzruszające. Uważam, że romanse nie są ani gorszym, ani lepszym rodzajem literatury, są jej jądrem, podobnie jak pozostałe książki rozwijają wyobraźnię, wzbogacają zasób słownictwa, uczą empatii, a te z pozoru nierealne – rozwijają wrażliwość, otwierają na uczucie lub uświadamiają, że na przykład dajemy sobie za mało czułości. To nie tylko przyjemne „czytadło” dostarczające rozrywki, ale też obcowanie z poprawną polszczyzną i mała lekcja historii. W przypadku „Włoszki na Brooklynie” Santa Montefiore porusza temat haniebnych ustaw rasowych Mussoliniego z 1938 roku i wspomina o niemieckiej okupacji północnych Włoch. Historia miłosna, na szczęście, kończy się happy endem. Lepiej niż w życiu. Dawka optymizmu, tak nam niezbędnego, którym przesączona jest ta historia od początku do końca, jest dawką nadpodażową, ale w ogólnym rozrachunku życiodajną.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ