Toczyli ją Theo Morell z Karlem Brandtem.
Pierwszy, otyły i niechlujny, stał się dla Adolfa Hitlera powiernikiem najbardziej intymnych problemów medycznych. A od objęcia przez pacjenta stanowiska kanclerza był właściwie jedynym człowiekiem mającym wgląd w jego kartę zdrowia. Morell, w Republice Weimarskiej podrzędny lekarz, zrealizował swe marzenia. Zyskał majątek, pozycję oraz prestiż.
Drugi był gruntownie wyedukowanym chirurgiem i jako osobisty lekarz Führera towarzyszył mu w podróżach, żeby w razie potrzeby udzielić niezbędnej pomocy. Wytworny, zadbany, przebojowy, wierny ideologii nazistowskiej, sukcesywnie awansował, zostając w końcu naczelnym lekarzem III Rzeszy.
Relacje między nimi były lodowate. Różniły ich usposobienia, charaktery, poglądy na medycynę. Bezpardonowo konkurowali o to, kto będzie leczył Hitlera, z roku na rok uskarżającego się na coraz to nowe dolegliwości.
Najbardziej poruszyły mnie jednak fragmenty książki tyczące tzw. „Akcji T-4”. Chodziło o eksterminację chorych umysłowo, kalek i inwalidów – według wytycznych hitleryzmu „ludzi nieprzydatnych i zbędnych”. Bartosz Wieliński drobiazgowo omawia ten ludobójczy program i przedstawia zakrojone na szeroką skalę poszukiwania najskuteczniejszego środka masowej zagłady.
W końcu go znaleziono. Cyklon B znalazł potem zastosowanie w komorach gazowych.