Wtorek, 27 lipca 2021
WydawcaWydawnictwo Literackie
AutorPiotr Trybalski
RecenzentTomasz Zb. Zapert
Miejsce publikacjiKraków
Rok publikacji2021
Liczba stron624
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 7/2021

Detaliczna wręcz biografia ojca pol­skiej himalaistyki. Człowieka renesan­su zarazem. Andrzej Zawada, syn dyplo­maty II Rzeczpospolitej, próbował swych sił w szybownictwie, spadochroniarstwie, motorowodniactwie. Uczestniczył w wy­prawach naukowych. Kusiła go kinemato­grafia. Niemniej do historii przeszedł dzięki górom, o czym ze znawstwem, wnikliwo­ścią i swadą pisze Piotr Trybalski.

17 lutego 1980 roku Leszek Cichy i Krzysztof Wielicki dokonali pionierskiego wejścia zimowego na Mount Everest – eks­pedycją kierował Zawada. Spektakularny wyczyn wywołał nieoczekiwane implikacje.

Nepal miał zobowiązania w stosunku do agencji Reutera, aby w pierwszej kolejności właśnie ona podawała informacje o sukce­sach wspinaczkowych w Himalajach. Zawada o tym wiedział, zapewnił gospodarzy, że tak właśnie się stanie, lecz wiadomość w pierw­szej kolejności dostała się do Polski, a dopie­ro później zyskała wydźwięk globalny. Wy­nikło to z faktu, że w Nepalu wypadło akurat święto i nie było komu informacji przekazać. Sprawa zyskała znamiona skandalu, bo dla Nepalczyków zarówno zobowiązanie w sto­sunku do Reutera, jak i słowo Zawady były święte. Obrazili się więc na Polaka i nałożyli nań dożywotni zakaz wjazdu do ich kraju. Za­wada był już w tym czasie w Polsce, ogrywał w mediach sukces na zimowym Evereście. Lada chwila miał jednak wracać w Himalaje, gdyż w marcu planowano start kolejnej na­szej wyprawy, której zadaniem było wytycze­nie nowej drogi na Górę Gór. Niewiele brako­wało, a nic by z tego nie wyszło – Nepalczycy cofnęli także pozwolenie na wspinaczkę. Na szczęście ambasador Adam Wawrzyniak wraz z lekarzem wiosennej wyprawy, Le­chem Korniszewskim perswazją i łapówkami (wręczyli między innymi radiomagnetofon) odkręcili całą sprawę. Ale pozwolenie dosta­li w takim terminie, że nie było szans na wy­tyczenie drogi przed początkiem załamania pogody, nadejściem monsunu. I z tym pora­dził sobie Korniszewski – wysłał himalaistów do bazy bez pozwolenia, wcześniej. Działa­li nielegalnie, ale dzięki temu udało się zdążyć przed końcem dobrej pogody. Dzięki temu wybiegowi w maju 1980 roku mieliśmy nową, polską drogę na Evereście.

Naszych himalaistów uhonorowano po­tem podczas okolicznościowej ceremonii. Jeden z partyjnych dygnitarzy szepnął Za­wadzie do ucha: „Nie mogliście, kurwa, panie Andrzeju, wejść tego piętnastego?!”. Faktycz­nie, taki był plan, wyjście opóźniono o dwa dni. Gdyby udało się piętnastego, to sukces byłby podwójny – tego dnia kończył się bo­wiem VIII Zjazd Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Zimowe zdobycie Everestu by­łoby świetnym akcentem propagandowym…

Wkrótce wybuchła kolejna afera, tym razem wewnątrz Polskiego Związku Al­pinizmu. Dotyczyła rozliczenia wyprawy. Zawadzie zarzucono niegospodarność, kwestionowano sposób, w jaki dyspono­wał sprzętem, protokoły zniszczeń i zakupy – te w Nepalu. Padł ofiarą biurokratycznych procedur i niezrozumienia komisji sprzęto­wej, w jakich warunkach i w oparciu o jakie finanse zorganizował dwie udane wyprawy na Czomolungmę. Zżymał się, argumentu­jąc, że komisja zajmuje się pierdołami, za­miast gratulować polskim alpinistom bez­precedensowego osiągnięcia.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ