Pod tak prowokacyjnym tytułem autorka drobiazgowo przedstawia nie tylko sekrety rodzimej branży funeralnej, lecz i przywołuje przesądy anonsujące odejście.
„Niefortunnym omenem była ćma, której niespokojne furkotanie pod sufitem oznaczało rychły zgon w rodzinie. Pohukiwanie puszczyka również mogło zapowiadać nadejście kostuchy. (…) Nieszczęście wieścił także czarny pająk przechadzający się w pobliżu chorego. Równie złą wróżbą były kretowiska (…) blisko progu oraz wycie psa rozlegające się bez wyraźnego powodu. (…) Do snów zwiastujących czyjś zgon należały te o brudnej wodzie, wyrywaniu zęba, zgubieniu podeszwy buta, rozkopanej ziemi lub zawalonym domu”.
A jakie zabobony dotyczą zmarłych? „Zasłaniano lustra i szyby, żeby przypadkiem nie uchwycić ich oblicza. Wierzono, że osoba, której zmarły w ten sposób się objawi, wkrótce zajmie jego miejsce. (…) Wciąż żywy jest również przesąd o wynoszeniu nieboszczyka nogami do przodu, by jako ostatnia opuściła dom głowa. Wyprowadzany nią do przodu mógłby ostatni raz »spojrzeć« na swój dom i poczuć potrzebę ściągnięcia w zaświaty jednego z żałobników. (…) Wiele z rytuałów służyło temu, by powiedzieć zmarłemu: idź już sobie! Należało do nich otwieranie okien, aby dusza mogła swobodnie wyfrunąć w zaświaty, a także szaf i kredensów, żeby niesforny duch nie zgubił się lub nie schował. Podobną rolę odgrywało zatrzymywanie zegarów; w chwili śmierci należało wstrzymać ich mechanizmy, by nieboszczyk mógł odejść, zrozumiawszy, że jego ziemski czas już się skończył”.