środa, 22 marca 2017
WydawcaZnak
RecenzentKRZYSZTOF MASŁOŃ
Miejsce publikacjiKraków
Rok publikacji2003
Liczba stron177


Sami sobie zgotowaliśmy ten los. Gdybyśmy
zastopowali
w porę
kult młodości,
nie musielibyśmy
teraz kupować słowników, by zrozumieć,
co mówią nasze pociechy. Ale mleko się rozlało i teraz nie miejmy do małolatów pretensji, że np. coś im „nie pasi” (zamiast „nie pasuje”), bo narobimy „przypału” i narazimy się na „wtopę”.

Nie ma też sensu złościć się na Bartka Chacińskiego, że swym „Wypasionym słownikiem najmłodszej
polszczyzny” promuje język z polszczyzną nie tylko literacką,
ale polszczyzną w ogóle, mający niewiele wspólnego. Takim
językiem posługuje się spory
odłam młodszej części społeczeństwa
i choćby ze względu na potrzeby komunikacyjne warto
wiedzieć, o co chodzi wyrostkom
władającym jakimś bliżej nieznanym
narzeczem. W XXI wieku trzeba „zdanżać”, za językiem także,
a może przede wszystkim. Niewykluczone
zresztą, że wkrótce pojawią
się pierwsze słowniki i leksykony
umożliwiające dzisiejszej młodzieży funkcjonowanie w językowych
skansenach, które tu i ówdzie jeszcze przetrwały. Z czasem
powstaną też encyklopedie na wzór Glogera, opisujące i tłumaczące
dziwny świat tych, którzy „nie czają bazy”. Na razie jednak mamy „Wypasiony słownik…” Bartka Chacińskiego i radzę go uważnie przeczytać, co skądinąd przyjdzie bez większego wysiłku, gdyż lektura przednia, a wdzięk książki obezwładniający.

Autor „Wypasionego słownika…”
skupił się w swoich językowych
poszukiwaniach na Internecie i hip hopie. To ograniczyło zasięg jego obserwacji, ale z kolei pozwoliło na wszechstronną analizę szczególnie ekspansywnych narzeczy.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ