środa, 30 października 2019
WydawcaBosz
AutorFranciszek Czekierda
RecenzentGrzegorz Sowula
Miejsce publikacjiOlszanica
Rok publikacji2019
Liczba stron250
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 10/2019

Przyznam się od razu, że jestem fascynatem słowników, dykcjonarzy, encyklopedii i podobnych kompendiów. Gdyby miano mnie wysłać na bezludną wyspę (o czym po cichu marzę, pomijam jednak Kępę Wieloryb na wysokości Wawra), kazałbym zapakować 15. wydanie „Encyklopedii brytyjskiej” – ostatnia edycja drukowana, 32 tomy, szlag by mnie pewnie trafił, nim doszedłbym do końca lektury.

Czy zabrałbym pracę Franciszka Czekierdy? „Encyclopaedia Britannica” zmusza do ciągłego mówienia „sprawdzam”, poszukiwania dalszych tropów, odnośników do omawianych haseł. Czekierda kazał mi wielokrotnie sprawdzać znaczenia podawanych przez siebie słów, do encyklopedii zatem mu daleko. „Radirka” na przykład – jakoś tego określenia gumki do gumowania nie pamiętam z moich szkolnych lat na Śląsku. Może dlatego, że „Radierung” to po niemiecku przede wszystkim „ryt”, co w sztukach pięknych wykłada się jako „akwaforta”, inaczej „kwasoryt”. Ale fakt, pamiętam gumki tak twarde, to były jeszcze „przedmyszkowe” czasy, że ścieranie rysunku mogło prowadzić do wytarcia dziury w kartce. Do tego chyba nawiązuje autor.

Jego praca ma wartość ogromną, mimo wszelkich moich zastrzeżeń (a jest ich niemało, w tym do redaktorów i korektorów), bo tworząc swego rodzaju słownik, autor przeanalizował mnóstwo źródeł, wydobywając z nich hasła rzeczywiście zapomniane, świadomie (bądź nie) odsunięte na margines. Zanikł ich desygnat, znaczenie bytowe – to, co określały, przestało już istnieć, np. kułak czy popiwek (lub niedługo przestanie, jak zespoły filmowe). Inne zmieniły znaczenie bądź, przy zachowaniu desygnatu, przybrały nową formę dzięki ustawicznie powstającym językowym trendom.

Podział na rozdziały ułatwia lekturę książki: moda, szkoła, sport, technika, kultura, handel… Szeroki zakres, jaki można było nadać wielu określeniom sprawia, że szukać ich można w różnych rozdziałach, ale to lepiej – szperanie w tomie jest dobrą zabawą. Choćby dlatego, że znajdziemy słowa rzeczywiście „zgrzybiałe”: „małdrzyk”, „razura”, „pugilares”. Albo i po to, by nie zgodzić się z autorem, obwieszczającym śmierć jakichś wyrazów – każdy z nas grzebie je wedle własnych rytów.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ