Czwartek, 3 września 2020
WydawcaWydawnictwo Poznańskie
AutorJesmyn Ward
TłumaczenieJędrzej Polak
RecenzentAdam Słupski
Miejsce publikacjiPoznań
Rok publikacji2020
Liczba stron368
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 7-8/2020

Jesmyn Ward w swojej pierwszej powieści nagrodzonej The National Book Award narrację prowadzi niespiesznie. Zagląda do domu afroamerykańskiej rodziny oczekującej nadciągającego huraganu Katrina. Przygotowania do zabezpieczenia gospodarstwa przed natarciem żywiołu zakłóca jednak wewnętrzny niepokój, który powoli udziela się także czytelnikowi. Ward dotyka problemu dysfunkcyjnej rodziny. Samotne wychowanie trzech synów i córki wymyka się ich ojcu spod kontroli, a spowodowaną niepowodzeniem frustrację topi w alkoholu, co skutkuje konfliktami ze starszą dwójką wchodzących już w dorosłość synów. Dzieci pamiętające jeszcze matczyną miłość, która mimo trudów życia utrzymywała ich razem, oraz mając żywo w pamięci kochających dziadków, potrafią pokonać bieżące trudności i nastroje wpadającego czasem w furię rodziciela.

Autorka bardzo drobiazgowo opisuje owo zmaganie się młodych ludzi z życiem. Nie kształtowanie go, ale dbanie o codzienność stanowią główną troskę młodych bohaterów. Obserwujemy, kiedy nie mając kogo się poradzić, sami mierzą się z problemami towarzyszącymi dorastaniu, pierwszym miłościom, rozwojowi zainteresowań i pasji, odpowiedzialnością za siebie i najbliższych. Powoli rosło we mnie przekonanie, że trudy egzystencji wzmacniają więzy łączące rodzeństwo, tworząc stopniowo twardniejący monolit. Ojciec nie jest partnerem do rozmowy i choć czytelnik wyczuwa, że ten kocha swoje dzieci, nie potrafi im tego okazać, nie wie, o czym mógłby z nimi rozmawiać i w niewielkim stopniu stara się je kształtować. Odwracając kolejne strony, śledzimy tego konsekwencje. Bez rodzicielskiego wsparcia najbardziej cierpi jedyna córka, narratorka powieści, która musi szybko dorosnąć.

Powolne i długie rysowanie postaci oraz powtarzalność sytuacji sprawiały, że powieść doceniłem dopiero w drugiej jej połowie, gdy atmosfera gęstniała, a bohaterowie zostali zmuszeni do podejmowania istotnych decyzji. Przewidywalny, ale nie pozbawiony zróżnicowanych emocji finał pokazuje, że trudy i wydarzenia spychające życie na krawędź mogą zmieniać myślenie, a jednocześnie podkreśla, jak bardzo pasja i miłość determinują do działania.

„Zbieranie kości” została dobrze napisana i poprowadzona. Wrażenie, jakie na mnie wywarła, ustępuje jednak emocjom związanym z późniejszą powieścią Jesmyn Ward „Śpiewajcie, z prochów, śpiewajcie”, dojrzalszą i również wyróżnioną statuetką.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ