„Świat istnieje dla nas tylko jako możliwość bólu lub
rozkoszy”. To stwierdzenie Gombrowicza wydaje
się być bardzo bliskie bohaterowi książki. Czerpanie
z życia przyjemności, seks, alkohol i punk –
tylko to się liczy. Jak zresztą sam wyznaje: „Moja
przeszłość? Wczoraj, rok temu, dziesięć lat temu,
dzień za dniem nieustannej pogoni za wrażeniami”.
Powieść pisana w pierwszej osobie, prezentująca
bohatera jako dość twardą jednostkę (również
i w sensie dosłownym…).
Autor podzielił książkę na trzy części. Pierwszą stanowią wspomnienia
z lat młodości, początki fascynacji muzyką punkową, pierwsze
doświadczenia seksualne i alkoholowe oraz pierwsze przyjaźnie i miłostki.
To właśnie wtedy w tajemniczych okolicznościach giną dwaj jego
przyjaciele z podwórka. Bohater wspomina też ucieczkę z domu na
koncert do Jarocina w 1984 roku, który ukształtował jego wrażliwość
oraz odkrycie, że chciałby swoje życie związać z książkami. Druga część
to fragmenty wspomnień, flashbackowe ujęcia, urywki. Dominuje szybka
narracja i lakoniczne dialogi. Akcja dzieje się współcześnie, Krzysztof
jest dojrzałym już mężczyzną, korzysta z życia, wszystko sprowadza
do zaspokajania hedonistycznych przyjemności. Nagle powraca temat
tajemniczego morderstwa sprzed lat. Mamy więc wątek kryminalny,
którego rozwiązania należy szukać w trzeciej części książki będącej
spowiedzią uczestników ówczesnych wydarzeń. Kto zabił i dlaczego?
To naprawdę nie jest ważne, to sprawa drugorzędna.
Odważne ukazanej tematyki seksualnej z pewnością spowoduje,
że wiele osób sięgnie po tę książkę. Może znajdą się też tacy, którzy
przeczytają ją dla akcji mocno zakorzenionej w Warszawie. A może
z jeszcze innego powodu. W każdym razie to książka nie dla ludzi szarych,
przeciętnych, którzy się boją inności. Łukasz Gołębiewski w swoich
książkach opisuje świat, który go szczególnie interesuje i muzykę,
która jest mu bliska. I mnie ta wiarygodność (bliska wiarygodności testu
ciążowego), i autentyczność autora odpowiada.