Czwartek, 4 lutego 2021
WydawcaMando
AutorHalina Szpilman, Filip Mazurczak
RecenzentTomasz Zb. Zapert
Miejsce publikacjiKraków
Rok publikacji2020
Liczba stron224
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 1/2021

Tytułowa bohaterka książki, de domo Grzecznarowska (ur. w 1928 r.), była lekarką. Jej ojciec Józef, działacz Polskiej Partii Socjalistycznej, piastował stanowisko prezydenta Radomia i posłował w sejmie.

Z Władysławem Szpilmanem los skojarzył ją w Krynicy w roku 1948. Spędzała tam studenckie wakacje z koleżanką. Przyszły mąż usiłował ją adorować, lecz nie szło mu to, bo należeli do innych generacji – był starszy o lat 18. Ponownie i w tym samym miejscu spotkali się po roku. Ona tym razem przyjechała z tatą. Nastąpiła oficjalna prezentacja, zaś: „Władek po trzech dniach się oświadczył. Powiedział, że zamierza się żenić, ze mną. Decyzja zapadła bardzo szybko i bez bliższej znajomości. Proszę sobie wyobrazić moje zaskoczenie, za mąż się nie wybierałam, studiowałam medycynę, ale tak drążył, że uległam. Załatwił mi przeniesienie z Krakowa, gdzie studiowałam, do Warszawy”.

Pobrali się w czerwcu roku 1950. Wcześniej przeczytała jego pamiętnik (opracowany przez Jerzego Waldorffa) pt. „Śmierć miasta”. Sam opowiadania o losach okupacyjnych unikał. Synowie – Krzysztof, naukowiec od lat zamieszkały w Japonii, oraz Andrzej, stomatolog żyjący w Szwajcarii (w karnawale Solidarności rockman, m.in. kompozytor szlagieru „Andzia i ja” z repertuaru „Oddziału Zamkniętego”) – też poznali wojenne dzieje taty i jego bliskich z tej książki.

Szpilmanowa przypomina także, że w roku 1963 grupa kompozytorów i autorów tekstów wniosła na jej małżonka skargę do KC PZPR, że nie może być szefem redakcji muzyki rozrywkowej w Polskim Radiu, ponieważ promuje tony z Zachodu, ignorując twórczość rodzimą. Chodziło o to, by nie miał wpływu na decyzje dotyczące ówczesnej piosenki. Szpilman nie tolerował muzycznej amatorszczyzny i chałtury, czym przysporzył sobie licznych wrogów, ponieważ emisja radiowa piosenek decydowała o ich popularności i – co za tym idzie – tantiemach dla twórców. „Miał świetne wykształcenie kompozytorskie, poza edukacją w Warszawie studiował kilka semestrów w Berlinie (czasy tuż przedhitlerowskie). Wiedział, kto umie komponować, a kto nie, kto ma talent. I mówił o tym wprost. Nie bardzo go za to kochano”.

Małżeństwo przetrwało w harmonii pół wieku za sprawą obopólnej chęci bycia razem i częstemu wybaczaniu sobie z obu stron. Z trzema rzeczami sprzed wojny: krawatem, zegarkiem i piórem, muzyk nie rozstawał się do śmierci. Szkoda, że tego elementu nie zdyskontował w „Pianiście” Roman Polański.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ