Piątek, 7 września 2018
WydawcaWydawnictwo Literackie
AutorJerzy Pilch
RecenzentPaulina Adamczyk
Miejsce publikacjiKraków
Rok publikacji2018
Liczba stron200
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 8/2018

Od momentu spisania „Drugiego dziennika” Jerzy Pilch konsekwentnie przyzwyczaja swoich czytelników do nowej rzeczywistości literackiej. Wraz z pisarzem już dawno przenieśliśmy się z Wisły – metafizycznej, groteskowej, ironicznej, niekiedy turpistycznej, ale nierzadko zabawnej i przyjemnie sentymentalnej – do postapokaliptycznego krajobrazu Warszawy, w której wiedzie się samotniczy los. Wobec tego przewartościowania, „Żywego ducha” wydaje się być nie tylko prozatorską emanacją trudu owego „przejścia”, ale także zupełnie nowym gatunkiem w dotychczasowym dorobku autora– filozoficznym raptularzem, noktambuliczną notatką, prozą poetycką, w treści której narrator – Pilch musi unicestwić całą ludzkość, by wreszcie skonfrontować się z własną samotnością, tak wcześniej idealizowaną.

Tłem fabularnym dla owego intelektualnego pamiętnika jest apokalipsa ludzkości i próba odnalezienia się w niej przez głównego bohatera. O fabule tej książki nic więcej powiedzieć nie sposób. Niknąca co kilka akapitów główna oś akcji sugeruje, że tak naprawdę u początku książki nie istniał koncept, a słowo poddane zostało literackiej improwizacji. „Żywego ducha” to niespójny pod względem logicznym i przyczynowo-skutkowym zbiór rozdziałów, które przypominają poetyckie strofy spisywane pod impulsem napotkanych przedmiotów i miejsc. Czytelnik na kartach tej krótkiej historii ma do czynienia z nasyconą symbolizmem autotematyką, ale nie sposób odeprzeć wrażenia, jakoby Jerzy Pilch, przyznający się teraz do bólu samotności, paradoksalnie popełnił dzieło gloryfikujące jego kontakt z przedmiotami, począwszy od wiecznych piór, lup, notatników, koszul i marynarek po albumy dawnego malarstwa holenderskiego. Apokalipsa, w przebiegu której jedynym ocalonym pozostał bohater książki, wcale nie dysharmonizuje jego życia, a raczej porządkuje przestrzeń osobistą i miejską, która do tej pory była zbyt gęsto zapełniona ludźmi, a przez to niedostępna. W ten sposób objawiła się postać wyjątkowo egoistyczna, mizantropiczna. W tym gąszczu dogłębnych analiz własnego ego nie brakuje sprawiedliwych ocen samounicestwiającego się społeczeństwa oraz komentarzy do aktualnej sytuacji społeczno-politycznej, wobec których tylko alienacja gwarantuje przetrwanie. „Żywego ducha” to zatem opowieść o przewrotności losu, przeznaczenia, własnych marzeń i zasad.

W anegdotyczno-dygresyjnym charakterze narracji, momentami bardzo hermetycznej w znaczeniu i nużącej w czytaniu, Jerzy Pilch wplata doń ciekawą konwencję literacką theatrum mundi oraz bogate w znaczenia interteksty z pogranicza tak kultury masowej, jak i elitarnej. Odwołania do tandetnych w zawartości kapsuł czasu, centrów handlowych i ich klientów, ambitnej książki Guido Morselliego „Wydarzenie” oraz cytatów z innych literackich wizji końca ludzkości, filmów Bergmana czy Felliniego czynią z najnowszej prozy Pilcha rodzaj centonu – łataniny pozbawionej humorystycznej atmosfery, acz erudycyjnej.

Dużym atutem książki jest niewątpliwie wyzbycie się plotkarskiego tonu, jaki cechował dwa poprzednie wydawnictwa – „Zuza albo czas oddalenia” i „Portret młodej wenecjanki”. Tym razem pisarz funduje odbiorcom dużą nowość w postaci monologu, który w obliczu apokalipsy podszyty jest psychologizmem najcięższego ładunku.

Pilch, wprowadzając do powieści motyw apokalipsy, sięga (nie)świadomie do genetycznego znaczenia terminu jako pisma mistycznego – sam pisze o Bogu bądź z potrzeby strachu, bądź w nadziei na ostateczne rozliczenie grzechów. Nie posługuje się przy tym stylizacją językową (w użyciu są wciąż te same spracowane już frazy), a raczej obrazowym opisem fantasmagorii rodem z  „Pod Mocnym Aniołem” czy „Marsz Polonia”. Książek wybitnych. Sprzed apokalipsy.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ