Opis
„Wtedy w Loszoncu” to historia przyjaźni dwóch chłopców, Słowaka Lewiatana i Węgra Kapii, i jednocześnie kronika życia małego miasteczka na pograniczu węgiersko-słowackim, opowiedziana z perspektywy dziecka, obserwującego świat nieuzbrojonym w cynizm okiem.
Leviatan to spokojny grubasek, szkolny prymus, który zawsze trzyma się ustalonych reguł. Kapia jest jego przeciwieństwem – to zafascynowany przemocą naczelny łobuz-terrorysta miejscowej podstawówki. Przygody dwójki przyjaciół, pozornie banalne i prześmiewcze, są pretekstem do opowiedzenia o kwestiach fundamentalnych dla młodego człowieka – o dojrzewaniu, sile przyjaźni, kształtowaniu się osobowości, własnej tożsamości. Wydarzenia historyczne mieszają się z rodzinnymi historiami, rzeczywistość płynnie przechodzi w absurd, banalność łączy się z metafizyką. Jak w prawdziwym życiu.
„W tej powieści jest wszystko, co powinno się znaleźć w rasowym Bildungsroman:
topienie kotów, smażenie żabich udek nad jeziorem, wizyta słynnego cyrku, ucieczki przed dziwakiem Kilimandżaro, zemsta na byłym policjancie, bliskie spotkania z gangiem Bielika
i marzenia o pięknej Alicji, niedostępnej i uwodzicielskiej, która, chcąc nie chcąc,
wystawia na próbę męską przyjaźń głównych bohaterów. Jest też, a jakże!,
polowanie z ojcem i śmierć ojca. I stypy, węgierska wystawniejsza niż słowacka.
I cała galeria innych osobliwości z zaczytaną kozą Franciszką na czele”
– Miłosz Waligórski
Każdy ma takie Macondo, na jakie zasłużył. Mieszkańcy Loszonca najwyraźniej nie zasłużyli na spokój. Peter Balko i jego bohater, dziewięcioletni rozrabiaka, poprowadzą nas w gąszcz opowieści o teraźniejszości i przeszłości. Skrzy się ta książka błyskotliwym, acz brutalnym dowcipem, niezwykłą wyobraźnią, wciągającą opowieścią. Żeby zobaczyć cały Loszonc, wystarczy wdrapać się na pierwszą lepszą górkę, ale żeby zobaczyć jego historię, trzeba
zanurzyć się w tej fantastycznej powieści. Po co? By dostrzec, że choć historia bywa tragiczna, a ludzie nie zawsze mili, to możemy na przyszłość spoglądać z dobrotliwą ironią w oczach. Bo i tak niczego się nie nauczymy, a czasy zawsze przychodzą nowe. Książka dla miłośników i miłośniczek prozy Olgi Tokarczuk czy Joanny Bator, ale też dla tych, co tęsknią za opowieścią w duchu Marka Twaina, okraszoną Schulzowską nostalgią. I choć mogą te porównania
wydawać się ryzykowne, to dajcie Peterowi Balko szansę, by was zaskoczył.
– Wojciech Szot, Zdaniem Szota
Więcej o autorze: http://biblioteka-slow.pl/peter-balko/
Patroni medialni:
Publikację dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.