środa, 6 lutego 2019
"(Nie)Miłość. Z tobą i bez ciebie" Nataszy Sochy

Życie Cecylii wali się w ułamku sekundy. Wydaje jej się, że to koniec. Wypadek, unieruchomienie na wózku, brak samodzielności – wszystko to spada na nią i przygniata swoim ciężarem. Paradoksalnie będzie to moment, w którym znajdzie czas na uporządkowanie swojego życia i zmierzenie się z problemami, które od lat upychała na dnie szuflady.

 Natasza Socha zabiera Czytelników w podróży w głąb ludzkiej duszy, podczas której wielu będzie mogło rozpoznać samych siebie. Z właściwą sobie ironią przygląda się bohaterom, którym każe plątać się w sieci sprzecznych uczuć. Uczuć, których istnienia nieraz się wstydzą i do których woleli by się nie przyznawać. Takich, które rodzą się w piekle codzienności długoletniego związku.

Cecylia i Wiktor są małżeństwem z 14-letnim stażem. Od dawna żyją obok siebie. Dzielą ze sobą wspólną przestrzeń, lecz mijają się w niej, nie dzieląc już ze sobą życia. Właściwie jedynym powodem, dla którego są razem jest trzynastoletnia córka Ala.

Cecylia dusi się w klatce swojego małżeństwa i właśnie dojrzewa do tego, aby się z niej uwolnić. Od jakiegoś czasu bawi się w wirtualne flirty na Tinderze, które nieco rozjaśniają jej szarą rzeczywistość. Z jednym z adoratorów spotyka się nawet w realu i jest bliska nawiązania romansu. Ma zamiar powiedzieć mężowi, że chce się z nim rozwieść. Chce znowu poczuć się wolna.

Małżeństwo jest zabawą we dwójkę. Od momentu, w którym nakładamy sobie obrączki na palce, przestajemy istnieć jako niezależne jednostki. To dziwne i chyba niezdrowe, zwłaszcza że większość w ogóle z tym nie dyskutuje. A co z nami? Co z małymi sekretami, które do tej pory były tylko nasze? Czy trzeba je oddać wraz z posagiem? Czy trzeba się ich pozbyć, wykruszyć z siebie i postawić na regale w sypialni obok sekretów męża? Dlaczego tak szybko przestajemy być sobą i zaczynamy dopasowywać się do nowej roli, która przecież niekoniecznie musi być idealna?

Niezależność.

Małżeńska niezależność nie istnieje. Przynajmniej ja o niej nic nie wiem. Oddałam się Wiktorowi cała, wraz ze wszystkimi zakamarkami mojej duszy. Oddałam mu swoje myśli i pragnienia, swoje tęsknoty, nadzieje, swoje marzenia i prawo do samotności.

Nic dziwnego, że po jakimś czasie zatęskniłam za sobą samą.

Wiktor posunął się jeszcze dalej – od ponad roku romansuje ze swoja studentką i także myśli o rozpoczęciu nowego rozdziału w swoim życiu. Nie może się jednak zdecydować na zakomunikowanie tego żonie. Czeka na dogodny moment.

I właśnie wtedy wydarza się wypadek, który niweczy plany małżonków.

Uraz kręgosłupa, jakiego doznaje Cecylia unieruchamia ją na wózku inwalidzkim, a wszystko, co kiedyś było naturalne i proste, staje się wyzwaniem. Umycie się, ubranie czy przygotowanie najprostszego posiłku jest nie lada wyczynem. Kobieta zdaje sobie sprawę, że jest skazana na pomoc najbliższych i chcąc nie chcąc musi udawać miłość do męża w obawie, by jej nie porzucił w tym trudnym momencie.

Wiktor staje na wysokości zadania – stara się ułatwiać życie Cecylii na wszelkie sposoby – pomaga jej w codziennych czynnościach, wspiera podczas rehabilitacji, zatrudnia pomoc domową. Podsuwa nawet alternatywne metody leczenia, co owocuje między innymi wizytą u szeptuchy na Podlasiu, czym totalnie zaskakuje żonę. Wszystkie jego działania mają jednak egoistyczne pobudki – chce, aby żona jak najszybciej stanęła na nogi, aby móc paść w ramiona coraz bardziej zniecierpliwionej kochanki. Kieruje nim też poczucie winy i odpowiedzialności.

Czuł się trochę jak w pułapce. W zasadzie mógł odejść, nikt nie podpisuje cyrografu, że będzie do końca życia opiekował się partnerem, nawet jeśli taka formułka pojawia się w przysiędze małżeńskiej. Ale wszyscy wiedzą, że w dniu ślubu można obiecać dosłownie wszystko. Nawet, że zje się żywego skorpiona, skoczy w przerębel za ukochaną albo będzie się jej przynosić brązowe pieczarki, jeśli akurat ich zapragnie. Życie weryfikuje te obietnice już następnego dnia. A z czasem nikt o nich nie pamięta. A jednak wiedział, że nie może jej zostawić. Nie może ot tak, przeprowadzić się do Karoli, zamknąć za sobą jednych drzwi i bez najmniejszych oporów otworzyć nowych.

(…) Swoje małżeństwo przez dłuższy czas traktował jako stosunkowo udane, choć trudno byłoby pokusić się tutaj o jakąś większą i dłuższą definicję.

Małżeństwa po prostu są. Kiedy przeminie fala zachłyśnięcia się drugą osobą, następuje czas flauty, który powinien być przecież stanem idealnym. Żadnych nerwowych ruchów, żadnych sztormów i wirów, w które można wpaść i nawet się podtopić. Wszystko płynie jakimś zwyczajnym rytmem, którego człowiek tak naprawdę potrzebuje. Czy ludzie naprawdę chcą burz, nawałnic i wichur, które sieją spustoszenie? Jego związek z Cecylią był błękitem, którego kolor jednak się wybarwił. A kiedy coś staje się przezroczyste, to po prostu znika. Dotyk chowa się w dwóch osobnych ciałach, nie szukając się już nawzajem. Usta wcale nie chcą drugich ust, podobnie zresztą jak dłonie. Jedność ulega rozpadowi i ponownie staje się dwoma niezależnymi bytami, które w żaden sposób nie są już namagnesowane. Związek wchodzi w jakąś dziwną fizykę smutku i wzajemnego odpychania się ciał.

Cecylia zawsze była doskonałym obserwatorem. Zawód ornitologa, który był jednocześnie jej pasją, nauczył ją dostrzegania najdrobniejszych szczegółów w otoczeniu. Teraz obiektem badań staje się jej rozpadające się małżeństwo. Niemile zaskoczona przez los nabiera do niego odpowiedniego dystansu i zaczyna metodycznie analizować. Nabiera także pewności, że Wiktor ją zdradza. A to odkrycie niespodziewanie bardzo ją rani. Trochę wbrew rozsądkowi zaczyna o niego walczyć.

Udawałam, że nie patrzę, ale tak naprawdę z dużym zainteresowaniem obserwowałam swojego męża. Nie był wprawdzie tak dosłowny jak perkoz, tańczący przed swoją wybranką i niosący jej w dziobie pęk wodorostów, ale nietrudno się było domyślić, że rusza na łowy. To był bardzo przejrzysty taniec godowy, z całym przypisanym mu arsenałem stroszenia piór, dobierania odpowiedniej kolorystyki, mimowolnego zerkania w lusterko i ogólnego puszenia się, by być większym, ciekawszym i piękniejszym. Niebieska koszula zawsze jest dobrym pomysłem, zwłaszcza kiedy ma się oczy w podobnym kolorze.

(…) Nagle zabolało.

Wiedziałam, że nie powinnam być zazdrosna, w końcu to, co było między nami, na żadną zazdrość już nie zasługiwało, a jednak poczułam się odrobinę przesunięta do rzędu postaci drugoplanowych. To nigdy nie jest miłe uczucie, zwłaszcza jeśli przez ostatnich czternaście lat grało się główną postać w obsadzie małżeńskiego filmu.

Niespodziewanie zwykłe, codzienne czynności, chwile, które coraz częściej małżonkowie spędzają razem nabierają nowych barw i wartości. Zaczyna się spektakl pełen sprzecznych uczuć i skrywanych emocji, a finał sztuki może się okazać zaskakujący nawet dla głównych aktorów.

 

O autorce:

Natasza Socha – dziennikarka, felietonistka, a dziś przede wszystkich autorka bestsellerowych powieści. Pochodzi z Poznania,  ale mieszka w małej miejscowości pod Akwizgranem, gdzie na pełen etat wychowuje syna i córkę, a na pół etatu pisze książki, które od lat podbijają serca czytelniczek. Bystra obserwatorka o niebanalnej osobowości i nieco sarkastycznym poczuciu humoru, którym zaraża swoje bohaterki. „Macocha”, „Maminsynek”, „Biuro przesyłek niedoręczonych”, seria „Matki, czyli córki”, „Troje na huśtawce”, „Mgły Toskanii” czy „Pokój kołysanek” to literatura kobieca najwyższej próby, która zniesie konkurencję takich autorek jak Fannie Flagg czy Jojo Moyes.

 

 Dane wydawnicze:
Edipresse Książki | ISBN 9788381640039 |s. 304 | Cena: 39,90  | Premiera: 13.02.2019

Kontakt dla mediów:
A
gata Słowińska, BookSenso PR, tel.: 509 566 322, e-mail: agata@booksenso.pl

 

Podaj dalej
Źródło: inf. komercyjna