Piątek, 19 września 2003
Rozmowa z Agnieszką Tokarczyk, prezesem wydawnictwa Nasza Księgarnia - Należy pani do osób rzadko wypowiadających się publicznie.- Są osoby, które wolą pracować cicho, ja do takich należę.- Zajmuje się pani książkami niemal od samego początku istnienia "wolnego hurtu" na ul. Kolejowej.- Zaczynałam tuż po studiach w 1991 roku - od łóżka polowego na Kolejowej. Z jednej strony miałam braci Olesiejuków, z drugiej Darka Osucha. Na początku była wojna o miejscówki bliższe bramy Składnicy Księgarskiej, a ten kto wstał wcześniej miał lepszą. Potem malowaliśmy na ścianie nazwy hurtowni, zresztą są tam do dziś. Wszystko zaczynało żyć ok. 7 rano, książki nieraz ociekały błotem, każdy miał jakiegoś grata, albo przyjeżdżał z plecakiem. Pamiętam, że Jacek i Krzysiek Olesiejuk mieli żuka, Darek Osuch chyba nysę. Dopiero parę lat później zaczęliśmy dorabiać się stacjonarnych hurtowni. Wolumen i Ania były jednymi z pierwszych. - Jakie książki pani sprzedawała. Naszej Księgarni?- Nie, różne. Kiedy skończyłam studia, ojciec kupił mi samochód i powiedział: masz tu wędkę i złów sobie rybę.- W 1991 roku pani ojciec pracował już w Naszej Księgarni.- Tak, przez wiele lat współpracował z Naszą Księgarnią, a w tym czasie był naczelnym grafikiem. W 1992 roku wszedł likwidator i zaczęła się prywatyzacja firmy. A ja nie chciałam z nim pracować i handlowałam na Kolejowej. Dopiero pod koniec 1995 roku dorosłam do pracy z ojcem. - Jak bardzo jest to rodzinny interes?- W firmie jest pięcioro Tokarczyków. Mój ojciec, jego dwaj bracia: jeden w radzie nadzorczej, drugi jest dyrektorem produkcji, oraz dwie panie: ja i żona kuzyna jako dyrektor handlowy. - A ile udziałów w Naszej Księgarni ma cała rodzina?- Prawie 80 proc. - Jak przebiegała prywatyzacja?- Wszedł likwidator, który ocenił majątek, potem pracownicy kupili udziały, powstała spółka z o.o.- A pani ojciec jako jeden z pracowników Nasze Księgarni kupił większość udziałów?- Tak, na początku było 96 udziałowców, teraz jest 45.- Na ile likwidator wycenił majątek?- Nie powiem.- To chyba był świetny interes. Pani ojciec wykazał się zmysłem do biznesu.- W 1990 roku nikt nie wróżył, że to tak pójdzie. Wydawnictwo miało ogromne zatrudnienie, długi, magazyny pełne bubli, których mieliliśmy na potęgę, niedochodowe czasopisma, 4 tys. mkw. wynajętych powierzchni - a tu mieścimy się na 600 mkw. Własna biblioteka miała 200 mkw. Piwnice były zawalone gratami, bajzel był straszny. Personel siedział, plotkował, ciągle były jakieś imienino-urodziny. - Ile kosztuje jeden procent udziałów Naszej Księgarni?- Jak w każdej firmie jeden procent nie kosztuje wiele. Kosztuje tyle za ile udziałowiec zgodzi się sprzedać. Za to pakiet kontrolny - bardzo dużo.- Kto posiada pakiet kontrolny?- Ja.- Stanowisko prezesa firmy zajmuje pani od początku 2001 roku. A co robiła pani w latach 1995-2001?- Mój ojciec nie był pobłażliwym pracodawcą, nie wyróżniał mnie, musiałam przejść wszystkie szczeble, poznać całą firmę od magazynu zaczynając.- Nasza Księgarnia dwukrotnie brała udział w przetargu na WSiP.- W przypadku obu prywatyzacji zgłoszono się do nas w poszukiwaniu inwestora branżowego. To były bardzo ciekawe przedsięwzięcia. A dlaczego podjęliśmy się tego? Dla zysku.- Od kiedy ma pani wpływ na politykę firmy?- W 2000 roku byłam już wiceprezesem Naszej Księgarni i wtedy praktycznie zaczynałam zarządzać, np. większość decyzji handlowych należała do mnie. Wiosną 2001 roku ojciec skończył 68 lat i zostawił mi firmę wraz ze starą załogą, starymi przyzwyczajeniami. Jedyny dział, który zmodernizował, to księgowość i do dziś jego skład się nie zmienił. Miałam trzy kontrole w ciągu ostatnich trzech lat - NIK, Państwowej Inspekcji Pracy oraz Urzędu Skarbowego, które nie stwierdziły żadnych uchybień, więc mogę się tylko cieszyć. Wszystkie pozostałe działy zostały gruntownie przebudowane i odmłodzone.- Jak dużo się zmieniło?- Bardzo dużo, przede wszystkim pod względem osobowym. Mamy nowe redakcje, nowy dział produkcji. Zaczęłam od tego, że w 2001 roku przeprowadziłam ogromną reorganizację działu handlowego, dziś znowu przebudowuję ten dział. Proszę pamiętać, że po zakończonym sezonie podręcznikowym 2000 roku, kiedy WSiP narzucił trudne warunki handlowe, okazało się, że wielu hurtowników nie przetrwało. Pod koniec 2000 roku i w 2001 roku nastąpiła seria dużych bankructw - Liber, Kwadro, Światowid. W tym okresie wszyscy tracili, Nasza Księgarnia w okresie tych dwóch lat straciła ok. 500 tys. zł. Jak na tak niedużą firmę, to były ogromne pieniądze. Miałam również dużą stratę po upadłości Jamy z Gdańska. W Jamie straciłam ponad 70 tys. zł.- Właściciele Jamy nadal działają w branży.- Tak, prowadzą księgarnię, ale nie na swoje nazwisko, sprawdzaliśmy to. Po tych doświadczeniach w 2001 roku zlikwidowałam wszystkie depozyty, wywaliłam połowę hurtowni i wszystkie księgarnie. Kiedy zaczęłam się do tego dobierać, przeraziłam się, połowa się chwiała, prawie nikt nie płacił terminowo. Kolejne dwa lata 2001-2002 przyniosły z tego tytułu ponowne straty. - W jaki sposób liczy pani te straty? Po kosztach produkcji, po cenach detalicznych?- Po cenach ewidencyjnych, czyli cenach sprzedaży.- A czy miała pani kontakty handlowe ze Zbigniewem Rawskim?- Oczywiście, znam go, też nam podpadł. Wziął towar wykorzystując łatwowierność ówczesnego zarządu, to był jakiś 1992-1993 rok. Faktury miały przyjść później, nigdy się nie pojawiły. Nie powiem publicznie, co o nim myślę. - Mówiła pani o hurtowni Jama. Z kogo jeszcze pani zrezygnowała?- Potem, żeby już się nie rozdrabniać, zrezygnowałam ze wszystkich księgarń. Rezygnowałam z tych odbiorców, którzy nie płacili. Zrywałam współpracę z wieloma dużymi hurtowniami oprócz Wolumenu. Na początek, na przykład, zrezygnowałam ze wszystkich oddziałów Matrasa. Teraz z powrotem z nimi współpracuję i oceniam tę współpracę bardzo dobrze. Obecnie handel jest zdyscyplinowany. W pewnym momencie wywaliłam Wkrę. Wszyscy krzyczeli jak dużo pieniędzy jest im ta hurtownia winna. Nam była winna prawie 300 tys. zł. Myśmy siedzieli cicho, za to jako jedni z pierwszych zostaliśmy spłaceni. Rozwiązali wszystkie nasze problemy bardzo elegancko i osobiście nic do tej hurtowni nie mam. I jako jedni z pierwszych zaczęliśmy handlować z Wkrą od nowa. Pół roku temu w oddziałach Wkry było widać tylko WSiP, nas i jakieś pojedyncze małe wydawnictwa. Teraz wszyscy podejmują współpracę. Podobnie było z Azymutem. Także skończyłam współpracę, a teraz handluję na nowych warunkach i nie narzekam. Tak samo było z hurtownią FK Jacek Olesiejuk, dziś są jedną z pięciu najlepszych moich hurtowni. Jedyna firma, która pozostała po roku 2001 na starych warunkach depozytu to Wolumen. Jest najbardziej stabilną hurtownią w Polsce. Tam się nigdy nic złego nie działo i do dziś jest super. Nie wiem jak oni to robią, ale są genialni.- Kto został?- Dużo, ok. 50 firm, ale mieliśmy ponad 100 odbiorców. Niektórzy wydawcy bazują na paru hurtowniach, inni na parunastu. My pracujemy z tymi, którzy dobrze płacą.- Dobrze, tzn. jak szybko? Jakie poślizgi pani toleruje?- Żadnych poślizgów. Jeśli się zdarzają, to kilkudniowe.- Stosuje pani wyłącznie faktury?- Faktury na dobre nowości i wznawiane hity, słowem dobrze rotujące tytuły. Depozyt na tytuły wolno rotujące i na nowości. Jeśli nowość chwyta, przerzucam ją na faktury zamknięte. I naprawdę odbiorcy dobrze mi płacą. W tym roku mam 30 tys. zł rezerwy na nieściągnięte należności - to są grosze, prawda? - Zaopatruje pani bezpośrednio Empiki, hipermarkety?- Nie, wyłącznie przez hurtownie i generalnie staramy się "dopieszczać" hurtowników. Dbamy o ekspozycje, mamy z nimi coraz lepszy kontakt. - Z kim po reorganizacji pracuje się pani najlepiej?- Wolumen nie jest najlepszy pod względem obrotów, ale jest od zawsze najbardziej stabilny. FK Jacek Olesiejuk robi duże obroty ze względu na zaopatrywanie marketów. Werset obsługuje Empiki - to jest pewna ciekawostka na rynku, ale płacą regularnie. - Werset płaci bez poślizgów? - Opinia o Empikach jest znana, Werset czasem opóźnia się trochę, ale ja naprawdę podchodzę do tego bardzo rygorystycznie. My ze swojej strony staramy się zrobić wszystko dla hurtowni, żeby były dobrze zaopatrzone, żeby była dobra ekspozycja. Wiem, że przez wiele lat było to zaniedbywane w naszej firmie. I co uważam za najważniejsze - nie pracujemy z księgarniami, nie podkopujemy hurtowniom rynku, tak jak czyni wielu wydawców. Ale w zamian oczekuję terminowych płatności.- Czy stosuje pani limity?- Bardzo proste. Nie płacą, nie dostają nic. Ja mam naprawdę dobry towar. Mam świetnie sprzedające się tytuły, Mikołajki. Muminki, …
Wyświetlono 25% materiału - 1288 słów. Całość materiału zawiera 5152 słów
Pełny materiał objęty płatnym dostępem
Wybierz odpowiadającą Tobie formę dostępu:
1A. Dostęp czasowy 15 minut
Szybkie płatności przez internet
Aby otrzymać dostęp kliknij w przycisk poniżej i wykup produkt dostępu czasowego dla Twojego konta (możesz się zalogować lub zarejestrować).
Koszt 9 zł netto. Dostęp czasowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Czas dostępu będzie odliczany od momentu wejścia na stronę płatnego artykułu. Dostęp czasowy wymaga konta w serwisie i logowania.
1B. Dostęp czasowy 15 minut
Płatność za pośrednictwem usługi SMS
Aby otrzymać kod dostępu, należy wysłać SMS o treści koddm1 pod numer: 79880. Otrzymany kod zwotny wpisz w pole poniżej.
Opłata za SMS wynosi 9.00 zł netto (10.98 PLN brutto) i pozwala na dostęp przez 15 minut (bądź do czasu zamknięcia okna przeglądarki). Przeglądarka musi mieć włączoną obsługę plików "Cookie".
2. Dostęp terminowy
Szybkie płatności przez internet
Dostęp terminowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Dostęp terminowy wymaga konta w serwisie i logowania.
3. Abonenci Biblioteki analiz Sp. z o.o.
Jeśli jesteś już prenumeratorem dwutygodnika Biblioteka Analiz lub masz wykupiony dostęp terminowy.
Zaloguj się