Wtorek, 27 września 2005
Żywcem nas nie wezmą
– Poprzednie kierownictwo Domu Książki zapowiadało 150 księgarń w swojej strukturze, później mowa była nawet o 300. Podpisujesz się pod tymi planami? – Nie, nie podpisuję się. Uważam, że zanim ogłosi się plany ekspansji, trzeba się do tego bardzo dobrze przygotować. Jeżeli drużyna cierpi na braki kondycyjne, ma kłopoty z techniką i brakuje jej założeń taktycznych, trudno marzyć, że pojedzie na mistrzostwa świata. Najpierw trzeba trochę potrenować. Każdy, kto pracuje w tej branży, i kto kupuje książki, widzi, jaka jest sytuacja placówek należących do Domu Książki. Wystarczy po prostu do nich wejść. Możliwie jest, oczywiście, otworzenie w niedalekiej perspektywie tych 150 punktów, tylko najpierw warto popatrzeć na wyniki tych, które już działają. A te, zwłaszcza w przypadku uruchomionych w tym roku, są złe. Realizowanie na siłę założonego planu otwarć bez konkretnego modelu tych działań i bez odniesienia się do realizacji założeń budżetowych nie ma sensu. Jeżeli na osiedlu w Warszawie otworzyliśmy księgarnię, która ma 140 mkw., trudno liczyć, że będzie sprzedawała dwa razy więcej, niż gdyby miała 70 mkw. Bo o jej wynikach decydować będzie liczba odwiedzających klientów i skala dokonywanych zakupów. Księgarnia usytuowana na tyłach pasażu handlowego musi się liczyć z mniejszą liczbą klientów, niż gdyby zlokalizowana została w centrum tego pasażu. Wolę płacić duży czynsz w Galerii Mokotów, wiedząc, że odwiedza ją 1-1,5 mln osób rocznie, niż nawet znacznie niższy za miejsce, którego nikt nie odwiedza. – Czy w takim razie możemy się spodziewać uruchomienia w tym roku kolejnych księgarń Domu Książki? – Tak. Dwie z nich otwieramy w miastach powyżej 200 tys. mieszkańców. Na przykładzie jednej chcemy przetestować nowy model działania. Obok księgarni ogólnoasortymentowej klient znajdzie się w tzw. przestrzeni relaksacyjnej, w której nasz partner prowadzić będzie własny biznes w postaci kawiarni. Ale wejście będzie wspólne. Taki mini Barnes & Noble. – Lub jak należący do was Tarabuk na warszawskim Powiślu. – Tarabuk czy Czuły Barbarzyńca to pomysły niszowe, które mogą się okazać sukcesem na przykładzie jednej placówki, trudno natomiast ich rozwiązania multiplikować. Pomysły na takie biznesy często są związane z silną osobowością prowadzących je ludzi, kontaktami, środowiskiem itp. A my myślimy o rozwiązaniu powtarzalnym, które mogłoby się sprawdzić w więcej niż jednej lokalizacji. – A druga placówka? – To także księgarnia ogólnoasortymentowa ulokowana w dużej aglomeracji. Założyliśmy, że powierzchnia takiej księgarni powinna mieć maksymalnie 140 mkw., określoną liczbę tytułów, pracowników, odwiedzających ją dziennie klientów, średnią wartość paragonu itp. – Możesz podać te parametry? – Wolałbym nie odsłaniać się przed konkurencją. – Konkurencja to wszystko już wie. – To prawda. Wolałbym jednak zachować te dane dla siebie. Nie są natomiast tajemnicą lokalizacje tych placówek. W Bydgoszczy otwieramy księgarnię z kawiarnią, a we Wrocławiu normalną ogólnoasortymentową, ale już z zastosowaniem wspomnianych parametrów. Będzie to także test nowych mebli ekspozycyjnych i nowego mebla kasowego – znacznie lepszych pod względem funkcjonalnym. Chcielibyśmy, aby klient poczuł się trochę jak w domu, a nie w sklepie. Pragniemy zapewnić swobodny przepływ klientów, bez tworzenia barier, klarowną nawigację i przejrzystą ekspozycję. Podobne założenia dotyczą miast między 100 a 200 tys. mieszkańców i poniżej 100 tys. Zaznaczyć chciałbym jednak, że interesują nas ośrodki nie mniejsze niż 50 tys. mieszkańców. Tam w ogóle nie ma sensu otwierać nowych księgarń. – Bo tam jest konkurencja? – Bo tam jest za mały potencjał. – Nie macie w nich żadnych księgarń? – Mamy, ale funkcjonują na zupełnie innych zasadach. Od 20-30 lat mają swój wierny „elektorat”, tkwią w świadomości klientów jako miejsca, gdzie zawsze kupowało się książki. Asortyment dodatkowy w postaci np. artykułów piśmienniczych obecny jest tam w większym zakresie niż w dużym mieście. Placówki te na tyle spełniają podwójną rolę, że zastanawiamy się nad wzbogaceniem ich pozaksiążkowej oferty. To wszystko powoduje jednak, że nowa księgarnia w tak małych ośrodkach już nie powstanie. Wiem, jak trudno jest przyciągnąć klienta w dużym mieście, a co dopiero w takim, gdzie potrzeby ludności zaspokajają dwie, a czasem nawet jedna księgarnia. Nawet, gdy-by nowy punkt odniósł sukces, jego skala pozostanie niewielka. – Łatwo tu o inwestycję nietrafioną. – Dlatego staramy się wcześniej wybadać lokalny rynek, obserwujemy także doświadczenia marketów. W jednym z miast usłyszałem, że wystarczy się „zlokalizować” nie po tej stronie drogi, żeby nie móc rozwinąć skrzydeł. To wszystko nie jest takie proste. – Co mógłbyś wskazać jako element identyfikujący placówki Domu Książki? – W tej chwili takiego elementu nie ma. Z pewnością olbrzymim kapitałem jest nazwa „Dom Książki” przez niemal wszystkich utożsamiana z księgarnią jako taką. – Często zaniedbaną, nienowoczesną, po prostu słabą. Co więcej, podzieliłeś się tą nazwą. Nie jesteś jedynym Domem Książki w Polsce. – Macie rację, ale po to tu jestem, aby wspólnie z moimi współpracownikami to zmienić.. – Przed kilkoma miesiącami nazwa została wzbogacona o człon „Verte”. Zamierzasz go pozostawić? – Powiem tak: chcemy wrócić do nazwy „Dom Książki”. Z faktu pojawienia się „Verte” nie przybył nam ani jeden klient, nie zwiększyły nam się obroty. – Może na efekty trzeba poczekać. Ile księgarń wizualnie zostało zmienionych na Verte? – Pięć. Sytuacja wygląda jeszcze dziwniej, bo w naszej sieci funkcjonują trzy loga – stare z syrenką, w miarę nowe, jeszcze z początku roku 2004 z logo wpisanym w kontur Polski, i najnowsze – właśnie Verte. – A tobie które najbardziej się podoba? – Pracujemy obecnie nad nowym, kompleksowym rozwiązaniem. Chcemy nazywać się po prostu Dom Książki, żeby przywoływać pozytywne skojarzenia, ale z zupełnie nowym logotypem – plastycznie wychodzącym ku nowoczesności, ale też bez przesady, żeby nie odstraszać średniego pokolenia czytelników. W świadomości klienta musimy …
Wyświetlono 25% materiału - 896 słów. Całość materiału zawiera 3585 słów
Pełny materiał objęty płatnym dostępem
Wybierz odpowiadającą Tobie formę dostępu:
1A. Dostęp czasowy 15 minut
Szybkie płatności przez internet
Aby otrzymać dostęp kliknij w przycisk poniżej i wykup produkt dostępu czasowego dla Twojego konta (możesz się zalogować lub zarejestrować).
Koszt 9 zł netto. Dostęp czasowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Czas dostępu będzie odliczany od momentu wejścia na stronę płatnego artykułu. Dostęp czasowy wymaga konta w serwisie i logowania.
1B. Dostęp czasowy 15 minut
Płatność za pośrednictwem usługi SMS
Aby otrzymać kod dostępu, należy wysłać SMS o treści koddm1 pod numer: 79880. Otrzymany kod zwotny wpisz w pole poniżej.
Opłata za SMS wynosi 9.00 zł netto (10.98 PLN brutto) i pozwala na dostęp przez 15 minut (bądź do czasu zamknięcia okna przeglądarki). Przeglądarka musi mieć włączoną obsługę plików "Cookie".
2. Dostęp terminowy
Szybkie płatności przez internet
Dostęp terminowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Dostęp terminowy wymaga konta w serwisie i logowania.
3. Abonenci Biblioteki analiz Sp. z o.o.
Jeśli jesteś już prenumeratorem dwutygodnika Biblioteka Analiz lub masz wykupiony dostęp terminowy.
Zaloguj się