Czwartek, 23 maja 2019
WydawcaMuzeum KUL
AutorAntoni Dębiński
Recenzent(jk)
Miejsce publikacjiLublin
Rok publikacji2018
Liczba stron200
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 5/2019

Jaki jest związek między Katolickim Uniwersytetem Lubelskim a wielką socjalistyczną rewolucją październikową? Bezpośredni i oczywisty. Otóż, kiedy po przewrocie bolszewickim funkcjonowanie petersburskiej Akademii Duchownej stało się niemożliwe, jej rektor postanowił – już w wolnej Polsce – stworzyć uniwersytet. Niemały wpływ na decyzję ks. Idziego Radziszewskiego miały jego doświadczenia ze studiów na uniwersytecie w Lowanium. Do Belgii udał się zresztą na fałszywym paszporcie, a studiował tam pod zmienionym nazwiskiem. Po zakończeniu edukacji podróżował sporo po Europie; był w Anglii, Francji, Włoszech i Austrii dla „przyjrzenia się tamtejszym uniwersytetom”.

Mieć pomysł – to jedno, a potrafić go zrealizować – to drugie. Trzeba zdobyć pieniądze, kadrę, budynki itp. Ks. Radziszewski potrafił do swego pomysłu przekonać Karola Jaroszyńskiego, najbogatszego Polaka w carskiej Rosji. Ten postanowił na rzecz Uniwersytetu przekazać akcje wartości prawie półtora miliona rubli… co zdawało się zabezpieczać najważniejsze potrzeby. Nikt nie przewidział, że na majątku Jaroszyńskiego bolszewicy niebawem położą łapę, a on sam stanie się bankrutem zmuszonym do ucieczki. Po powrocie do Polski cienko prządł, a w chwilach naprawdę ciężkich – co można przeczytać w archiwach Uniwersytetu – władze uczelni go wspierały.

Lepiej powiodło się w życiu hrabinie Anieli Potulickiej. W 1925 roku powołała fundację swego imienia, obejmującą jej dobra (sześć tysięcy hektarów ziemi i lasów), zaś dochód z niej szedł w całości na potrzeby lubelskiej wszechnicy. To ona sfinansowała przebudowę koszar świętokrzyskich, które zgodnie z rozkazem marszałka Józefa Piłsudskiego stały się siedzibą uczelni.

Komuniści fundację zawłaszczyli, tworząc w jej miejsce PGR. Ale nie to było największym kłopotem. Choć KUL wznowił działalność 21 sierpnia 1944 roku jako pierwszy uniwersytet w Polsce po okupacji niemieckiej, to już niebawem oskarżono jego rektora ks. Antoniego Słomkowskiego o… nielegalny obrót obcą walutą. „Cel był prosty, a pretekst poręczny – pisze Antoni Dębiński – chodziło o to, by skompromitować ks. Słomkowskiego w oczach opinii publicznej, czyniąc z niego zwykłego oszusta”. Rehabilitacji doczekał się dopiero w roku 2018.

Z rektorami KUL władze często miały kłopoty. Kiedy w marcu 1968 roku nakazano usunięcie z uczelni uczestników manifestacji, ks. Wincenty Granat nie tylko nie przychylił się do tych żądań, ale sam uiścił grzywny zasądzone przez kolegia. Co więcej, podjął decyzję o przyjęciu na KUL wszystkich studentów wydalanych z innych uczelni. Stąd – co dziś może dziwić – dyplomami ukończenia lubelskiej uczelni legitymuje się … wielu przedstawicieli lewicy laickiej, którym ks. W. Granat stworzył szansę zdobycia wyższego wykształcenia.

Ale KUL nie tylko studentów przygarniał; czasem też relegował. Najgłośniejszym takim przypadkiem jest sprawa Józefa Łobodowskiego. My myślimy o nim jako poecie, prozaiku, tłumaczu i publicyście znanym ze swych ostrych, antykomunistycznych wystąpień; jednym ze współzałożycieli sekcji polskiej Radia Madryt. Ale nie zawsze tak było. W latach studenckich „oskarżany za lewicowe, ocierające się o komunizm poglądy, trafiał często na sale sądowe”. Po kolejnej „przygodzie” postanowiono go ze studiów wylać. Do komunistycznego raju wybrał się w 1935 roku, czyli niedługo po wywołanej sztucznie klęsce głodu na Ukrainie (w latach 1932–1933) i po pobycie w Kijowie i na Wołyniu skutecznie i na zawsze wyleczył się z komunizowania.

Gawęda – jak głosi jej definicja – to utwór literacki, której prawzorem była luźna rozmowa o przeżyciach, z dużą ilością dygresji i ciekawostek. I to w wypadku książki ks. Rektora, ilustrowanej znakomicie dobranymi zdjęciami, całkowicie się zgadza.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ