„– A jak byście widzieli w Warszawie taki wieżowiec jak u nas? – pytał 3 lipca 1951 roku Wiaczesław Mołotow. – No cóż, owszem – odpowiadał bohater książki, wieloletni Naczelny Architekt Warszawy, oprowadzający rosyjskiego ministra spraw zagranicznych po stolicy Polski”.
Propozycja sowieckiego dygnitarza konkretyzowała ofertę pomocy ekonomicznej przy odbudowie Warszawy, którą ZSRS złożył już w 1945 roku – jak informuje Skalimowski. Była to więc jakaś formą realizacji tego zobowiązania, chociaż jak chyba trafnie zauważył Józef Sigalin w 1980 roku: „Z jednej strony dar, i to ZSRR z inicjatywy Stalina, a więc wdzięczność i zainteresowanie, z drugiej zaś – jak mniemam – mniej lub więcej zakodowana w sercu chęć przeciwstawienia równolegle naszych wysiłków w odtwarzaniu starej historii Warszawy”.
Nic dziwnego, skoro inwestycję zaprojektował Lew Rudniew, uczeń Leontija Benua – twórcy soboru na placu Saskim, rozebranego po odzyskaniu przez Polskę niepodległości.
Ustalono, że Pałac Kultury i Nauki stanie w centrum syreniego grodu, chociaż oznaczało to wyburzenie wielu kamienic, nierzadko odbudowanych społecznie przez ich lokatorów w pierwszych latach powojennych. Miał górować nad powstałym z ruin miastem, by akcentować jego socrealistyczne oblicze. Wysokość wieżowca ustalono nader osobliwie: „Architektom przyszli z pomocą lotnicy. Aby wyznaczyć w przestrzeni najwyższe punkty przyszłego pałacu, polecono pilotowi wznieść się nad Warszawą i zrobić szereg okrążeń na wysokości 160 i 220 metrów. Architekci polscy i radzieccy, rozstawieni w różnych punktach miasta oraz na praskim brzegu Wisły, obserwowali samolot i w ten sposób ustalili wysokość gmachu z uwzględnieniem ogólnej sylwetki zabudowy stolicy. Następnie stojąc na dachach domów sąsiadujących z miejscem przyszłej budowy, dokonali potrzebnych pomiarów i wreszcie doszli do zgodnego wniosku, że najodpowiedniejszy będzie gmach o wysokości ponad 220 metrów”.
Leopold Tyrmand zapisał w swoim „Dzienniku 1954” refleksje po obejrzeniu makiety PKiN-u i jego otoczenia: „Z przedstawionych (…) projektów bije monumentalizm do dziesiątej potęgi i patos do dwudziestej. Jest plansza, która wyjaśnia wszystko – ukazuje ona plan manifestacji pierwszomajowej za lat dziesięć na tym placu. (…) Monotonne, jednakowe, olbrzymie, płaskie pudła upstrzone kolumnami, wieżyczkami, alegoriami, tympanonami mają ciągnąć się kilometrami największych ulic Warszawy”.