środa, 30 stycznia 2019
WydawcaCzarne
AutorAndrzej Skalimowski
Recenzent(to-rt)
Miejsce publikacjiWołowiec
Rok publikacji2018
Liczba stron320
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 1/2019

„– A jak byście widzieli w Warszawie taki wieżowiec jak u nas? – pytał 3 lipca 1951 roku Wiaczesław Mołotow. – No cóż, owszem – odpowiadał bohater książki, wieloletni Naczelny Architekt Warszawy, oprowadzający rosyjskiego ministra spraw zagranicznych po stolicy Polski”.

Propozycja sowieckiego dygnitarza konkretyzowała ofertę pomocy ekonomicznej przy odbudowie Warszawy, którą ZSRS złożył już w 1945 roku – jak informuje Skalimowski. Była to więc jakaś formą realizacji tego zobowiązania, chociaż jak chyba trafnie zauważył Józef Sigalin w 1980 roku: „Z jednej strony dar, i to ZSRR z inicjatywy Stalina, a więc wdzięczność i zainteresowanie, z drugiej zaś – jak mniemam – mniej lub więcej zakodowana w sercu chęć przeciwstawienia równolegle naszych wysiłków w odtwarzaniu starej historii Warszawy”.

Nic dziwnego, skoro inwestycję zaprojektował Lew Rudniew, uczeń Leontija Benua – twórcy soboru na placu Saskim, rozebranego po odzyskaniu przez Polskę niepodległości.

Ustalono, że Pałac Kultury i Nauki stanie w centrum syreniego grodu, chociaż oznaczało to wyburzenie wielu kamienic, nierzadko odbudowanych społecznie przez ich lokatorów w pierwszych latach powojennych. Miał górować nad powstałym z ruin miastem, by akcentować jego socrealistyczne oblicze. Wysokość wieżowca ustalono nader osobliwie: „Architektom przyszli z pomocą lotnicy. Aby wyznaczyć w przestrzeni najwyższe punkty przyszłego pałacu, polecono pilotowi wznieść się nad Warszawą i zrobić szereg okrążeń na wysokości 160 i 220 metrów. Architekci polscy i radzieccy, rozstawieni w różnych punktach miasta oraz na praskim brzegu Wisły, obserwowali samolot i w ten sposób ustalili wysokość gmachu z uwzględnieniem ogólnej sylwetki zabudowy stolicy. Następnie stojąc na dachach domów sąsiadujących z miejscem przyszłej budowy, dokonali potrzebnych pomiarów i wreszcie doszli do zgodnego wniosku, że najodpowiedniejszy będzie gmach o wysokości ponad 220 metrów”.

Leopold Tyrmand zapisał w swoim „Dzienniku 1954” refleksje po obejrzeniu makiety PKiN-u i jego otoczenia: „Z przedstawionych (…) projektów bije monumentalizm do dziesiątej potęgi i patos do dwudziestej. Jest plansza, która wyjaśnia wszystko – ukazuje ona plan manifestacji pierwszomajowej za lat dziesięć na tym placu. (…) Monotonne, jednakowe, olbrzymie, płaskie pudła upstrzone kolumnami, wieżyczkami, alegoriami, tympanonami mają ciągnąć się kilometrami największych ulic Warszawy”.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ