Wtorek, 13 grudnia 2011
Literatura stanu wojennego po trzydziestu latach


Jak polska literatura opisywała i opisuje rzeczywistość stanu wojennego zastanawiają się w grudniowym wydaniu „Magazynu Literackiego KSIĄŻKI” Krzysztof Masłoń i Tomasz Zapert. Autorzy artykułu, wśród wielu dzieł o tamtych smutnych dniach polskiej historii, przywołują „Wschody i zachody księżyca” Tadeusza Konwickiego.  W tej książce narasta dramatyzm, z dnia na dzień. Nieuchronnie zbliża się — jak pisał Konwicki — „jeszcze jeden niedokończony koniec świata”. Jak on wyglądał? „Wszędzie wojsko. Zmarznięte, mrukliwe i biedne jak sto nieszczęść. Jakieś samochody pancerne, które nie chcą ruszyć z miejsca. Mróz, ponowa, pod spodem, cienki lód. Ślizgawka. Polska rewia na lodzie. Ktoś takie plakaty porozklejał w nocy. Bez złej woli. Reklama rozrywki. Jedynej niewinnej i nie budzącej skojarzeń. Polska rewia na lodzie. Władza schwyciła naród za gardło. A naród ścisnął władzy krtań. Obie strony są jednakowo silne albo jednakowo słabe. Nikt nie zwycięży. Jedni drugich pociągną na dno. Matko Boska, który to raz?”.

Jednym z najwartościowszych dokumentów tamtych dni jest bez wątpienia „Kadencja” Jana Józefa Szczepańskiego — wnikliwa relacja funkcjonowania Związku Literatów Polskich w latach 1980-83. 13 grudnia 1981 roku organizacja została zawieszona. Starania zarządu o reaktywację zakończyły się fiaskiem. ZLP rozwiązano, tworząc na jego gruzach „neozlep” — stworzony przez prawomyślnych wobec ekipy Wojciecha Jaruzelskiego ludzi pióra, których aspiracje zazwyczaj były odwrotnie proporcjonalne do talentów.

Stricte reporterską relacją z tamtych smutnych dni polskiej historii są „Jaworowe dzieci” Joanny Siedleckiej: „Miała to być książka o losach i przeżyciach dzieci w okresie stanu wojennego. Dokładniej — dzieci osób internowanych, aresztowanych, ukrywających się. Dzieci rzuconych bez słowa do domu dziecka, pozbawionych obojga rodziców, „tylko” matki lub — co było najczęstsze — ojca. Dzieci, które nie poznawały swoich długo ukrywających się ojców, jeździły na widzenia, pisały grypsy, a w szkole otrzymywały paczki od pionierów ze Związku Radzieckiego. Ale tak naprawdę powstała książka o codzienności naszych rodzin podczas stanu wojennego. „Pisząc o dziecku chcąc nie chcąc pisze się bowiem o jego domu i rodzinie” — definiowała ją, jakże trafnie, autorka.

Książki w stanie wojennym

Z kolei dostępność lektur w tamtych trudnych czasach wziął pod lupę Jarosław Górski:

13 grudnia 1981 roku Polacy obudzili się w państwie stanu wojennego, państwie nie tylko drakońskich przepisów, represji i zawieszonych praw obywatelskich, ale także powszechnego niedoboru dóbr i towarów. W sklepach nie było nic, a to co się od czasu do czasu pojawiało, dystrybuowano sprawiedliwie przy pomocy systemu tzw. bonów towarowych, powszechnie zwanych kartkami. Jednak o ile w ten sposób władza mogła równo obdzielać poddanych mięsem, cukrem, wódką czy obuwiem, to dystrybucja książek w żaden sposób nie dawała się wcisnąć w podobny system. A książek brakowało dramatycznie. Po pierwsze z tego powodu, że gospodarka PRL-u tworzyła takie łamańce, jak ten, że polskie papiernie bardzo dużą część swojej produkcji sprzedawały za granicę, polskie drukarnie (jak choćby gigantyczny, nowoczesny Dom Słowa Polskiego w Warszawie) także świadczyły usługi eksportowe, a jednocześnie wydawnictwa znaczną część potrzebnego papieru importowały i z powodu braku mocy produkcyjnych w kraju zlecały druk firmom zagranicznym za twarde dewizy. Kiedy więc dewiz zabrakło, import zamarł, a eksport był racją stanu. Po drugie, wiele książek podpisanych już do druku w czasach solidarnościowego karnawału teraz cenzorzy wstrzymywali na wszelki wypadek, bo sami nie wiedzieli, jak sytuacja się rozwinie, co będzie wolno, a co nie.

Oczywiście władze doskonale zdawały sobie sprawę z tego, że książka stała się dobrem poszukiwanym nie tylko przez czytelników i zaczęły ten fakt wykorzystywać dla swoich celów. Duża część dystrybucji ciekawych tytułów odbywała się więc nie w księgarniach, i nie na rynkowych zasadach, ale na kiermaszach i festynach organizowanych z okazji świąt państwowych, takich jak 1 maja czy 22 lipca.

 

Cały artykuł w grudniowym wydaniu „Magazynu Literackiego KSIĄŻKI”.

Podaj dalej