Poniedziałek, 16 września 2019

“Uważam, że dzieci nie powinny żyć w nieświadomości i trzeba z nimi rozmawiać o wszystkim. Nie wolno nam zamykać ich w jakimś słodkim, wypreparowanym z prawdy świecie” – mówi Bartosz Sztybor.  Z autorem „Małego manipulatora” rozmawia Beata Turska.

Jest pan scenarzystą nagradzanych komiksów dla dorosłych, a film „Łańcuchy pokarmowe terenów zalesionych”, który powstał na podstawie jednego z nich, zbiera nagrody na międzynarodowych festiwalach. Jak to się stało, że zajął się pan czymś całkiem innym: twórczością dla dzieci?

To się zaczęło na długo przed „Małym manipulatorem”. Kilka lat temu wpadłem na pomysł opowieści o superbohaterach i uznałem, że najlepiej sprawdzi się w formie komiksu dla najmłodszego odbiorcy. Już w trakcie pracy uświadomiłem sobie, że pisanie dla dzieci niesamowicie mnie rozwija, i jako twórcę, i jako człowieka. Spodobało mi się to, stąd kolejne projekty. Zacząłem od historii przygodowych, ale dość szybko pojawiła się chęć, było w tym coś jeszcze, by powiedzieć Czytelnikom coś naprawdę ważnego.

Dlaczego Pana zdaniem dzieci powinny mierzyć się z ważnymi – a więc pewnie i trudnymi – tematami? Może byłoby lepiej, gdyby żyły w błogiej nieświadomości, wśród dzielnych rycerzy i pięknych księżniczek?

Uważam, że dzieci nie powinny żyć w nieświadomości i trzeba z nimi rozmawiać o wszystkim. Nie wolno nam zamykać ich w jakimś słodkim, wypreparowanym z prawdy świecie. Nie tylko możemy, ale wręcz powinniśmy pokazywać im świat tak, jak wygląda naprawdę, rozmawiać z nimi także o tym, co niekoniecznie jest łatwe. Myślę, że można mówić i czytać im o wszystkim, trzeba tylko znaleźć sposób, by do nich z tym przekazem dotrzeć, nie komplikować sprawy ponad miarę, ale i nadmiernie jej nie upraszczać, nie osuwać się w infantylizm. Właśnie tak staram się pisać.

Komiks „W koronie” dotyczył demokracji. Dlaczego?

To temat, od którego nie da się teraz uciec. Żyjemy w rzeczywistości, w której zatraca się sens słowa „demokracja”, a przynajmniej nie wszyscy rozumieją, co ono znaczy. Stąd moja potrzeba, by o tym opowiedzieć. Książka o manipulacji jest naturalnym ciągiem dalszym. Pomysłem, by opowiedzieć o niej dzieciom, podzieliła się ze mną wydawczyni, Monika Kermaza. I jestem jej za to wdzięczny, bo ta metoda wpływania na innych jest przecież wszechobecna. Stosuje się ją w polityce, w mediach, reklamie, spotykamy się z nią w pracy, a nawet w rodzinie i wśród przyjaciół. Problem w tym, że nie zawsze to dostrzegamy. Moim celem było sprawienie, by manipulacja stała się widzialna i dlatego skupiłem się na przedstawieniu kilku najczęściej stosowanych technik.

Żebyśmy zaczęli dostrzegać sznurki, za które pociąga manipulator, by nami sterować?

Dostrzegając je, a więc znając techniki manipulacji, możemy się przed nią bronić albo zreflektować się, gdy sami próbujemy manipulować innymi. Myślę, że moja książka może być dobrym puntem wyjścia do rozmowy na ten temat.

W jednym z wywiadów powiedział Pan, że jako scenarzysta komiksów jest Pan w pewnym sensie reżyserem, który rozpisuje to, co chce opowiedzieć, na poszczególne kadry. Czy praca nad „Małym manipulatorem” wyglądała podobnie? Musiał Pan przecież przełożyć skomplikowaną materię na bardzo krótką, trafiającą w sedno formę. 

Pisząc, równolegle myślałem o tym, co powinno być na kolejnych obrazkach, żeby mój przekaz trafił do odbiorcy. Jednak to, jak te ilustracje wyglądają, kreska, paleta barw, to zasługa ich autora, znakomitego ilustratora Macieja Łazowskiego. Rysunki są bardzo kolorowe i mają formę przyjemną dla dziecięcego oka, ale nie są infantylne, a dzięki temu mogą podobać się także starszemu odbiorcy. Ja również starałem się pisać tak, by mój przekaz trafiał nie tylko do najmłodszych.

Komu szczególnie chciałby polecić Pan „Małego manipulatora”?

Wszystkim. Chciałbym, żeby przeczytali tę książkę rodzice, politycy, dziennikarze telewizyjni, zwykli ludzie. Gdy przygotowując się do pracy pochłaniałem literaturę na temat manipulacji, byłem zaskoczony, jak często mamy z nią do czynienia. Sam zacząłem łapać się na zadawaniu ograniczających wybór pytań w rodzaju „Wolisz to, czy tamto” (a nie coś całkiem innego). Nieświadomie stosowałem jedną z najbardziej znanych technik, choć na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że nie było w tym złych intencji. Praca nad „Małym manipulatorem” była dla mnie niesamowitą lekcją, z której nadal staram się wyciągać wnioski. Mam nadzieję, że dzięki mojej książce innym także zapali się w głowie czerwona lampka: „O, czy ja przypadkiem nie jestem manipulowany/nie próbuję manipulować?”

Podaj dalej
Źródło: Tadam