Czwartek, 30 maja 2019
Mój świat na talerzu "Hanny Lis"

Uroda, inteligencja i profesjonalizm – taką Hannę Lis znają wszyscy. Mało kto jednak wie, że piękna sylwetka i nienaganny wygląd idą u niej w parze z miłością do dobrego jedzenia. Dziennikarka od lat rozpieszcza podniebienia najbliższych i przyjaciół, a zdjęcia swoich kulinarnych dzieł często zamieszcza na Instagramie na którym obserwuje ja ponad 100 000 osób. Za namową wielbicieli jej kucharskiego kunsztu postanowiła wydać książkę z autorskimi przepisami na ulubione dania. I mylą się Ci, którzy spodziewają się w niej znaleźć dietetyczne potrawy – Hannie Lis niestraszne makarony, kotlety czy placki. To nie jest książka kucharska dla tych, którzy katują się liczeniem kalorii, ale dla tych, którzy kochają czerpać prawdziwą przyjemność z jedzenia.

Hanna Lis gotuje od zawsze – swoje kuchenne eksperymenty rozpoczęła już jako kilkuletnia dziewczynka. Z pewnością ogromną inspiracją były Włochy, w których mieszkała jako dziecko, tamtejsze umiłowanie do jedzenia i biesiadowania. To tam zrozumiała, że jedzenie to nie tylko posiłek, ale także pretekst do niespiesznego spędzania czasu razem. Taka była też tradycja w jej rodzinnym domu, dlatego sama uwielbia gotować dla tych, których kocha i wspólnie z nimi spędzać czas przy stole. Twierdzi, że nie ma nic przyjemniejszego. Na Instagramie tak napisała o swojej książce:

Podróże bliskie i dalekie, trochę wspomnień i rodzinnych historii, zapis ewolucji solidnego bzika na punkcie jedzenia i gotowania, przepisy zakręconego kucharza amatora. Domowe, chyba fajne, na pewno od serca. Co jeszcze jest w mojej pierwszej książce kucharskiej? Miłość do dobrego jedzenia, przekonanie, że stół i kuchnia, to epicentrum domu. Mam nadzieję, że będzie Wam smakować.
Ale przede wszystkim życzę Wam cudnych chwil spędzonych z bliskimi, w kuchni i przy wspólnym stole. Radości, rozmów, bliskości … i nie liczenia kalorii!

A we wstępie książki dodaje:
Ktoś kiedyś powiedział, że życie jest zbyt krótkie, aby jeść byle jak. Podpisuję się pod tym oburącz. Stąd właśnie moje pisane widelcem po mapie podróże po świecie. Jednego dnia unosi się w mojej kuchni (narkotyczny) zapach świeżo usmażonego schabowego, kiedy indziej dom spowijają opary balijskiego curry z ananasem.
Jestem zapalonym kucharzem amatorem. Podkreślam: amatorem. Nie spodziewaj się zatem wyszukanych technik czy przepisów rodem z kopenhaskiej Nomy. Nie mam ani takich ambicji, ani tym bardziej umiejętności. Bez względu na to, czy gotuję po szwedzku, chińsku czy po polsku, moja kuchnia jest kuchnią domową. Prostą, ale uczciwą i wierzę, że pełną smaku. I serca. Bo milsze niż gotowanie, które kocham i które mnie relaksuje, jest karmienie bliskich mi ludzi. Uśmiechy na twarzach przy wspólnym stole, nieśpieszne rozmowy, po prostu bycie razem jest bezcenne.

W książce rzeczywiście widać ogromną różnorodność inspiracji wynikającą z połączenia dwóch wielkich pasji – do gotowania i podróżowania. Czasem jest prosto, czasem bardziej wyrafinowanie. Zawsze pysznie. Znalazło się tu dużo przepisów na potrawy włoskie, bo Italia to pierwsza i niezmienna miłość autorki. Pyszne pasty to oczywiście podstawa, a ich zdjęcia potrafią przyprawić o burczenie w brzuchu.

Pasta smakuje mi o każdej porze, ale genialnie smakuje mi późną nocą. Najlepiej jedzona w miłym towarzystwie przyjaciół i popijana zacnym winem. Albo idealnie: z kimś bliskim sercu. Bo w samej czynności jedzenia makaronu, jest coś nieziemsko zmysłowego.
Bez pasty więdnę. Sześć spędzonych we Włoszech szczenięcych lat na zawsze pozostawiło ślad w moim DNA.
Nie tylko z powodu niezaprzeczalnych walorów smakowych, ale także ze względu na niebanalną rolę społeczną, jaką odgrywa tam makaron. Tani, łatwy w przygotowaniu, niewymagający czasochłonnych zabiegów, sprzyja rozkwitowi życia towarzyskiego. Vieni da me ci facciamo due spaghetti veloci („wpadnij, zrobimy sobie dwie szybkie porcje spaghetti”) to oprócz prendiamoci un caffe („złapmy wspólnie kawę”) najczęściej powtarzana na Półwyspie Apenińskim fraza.
(…) Może i jestem naiwna, może Loren i Bellucci bezwstydnie kłamią i nie na kilogramach carbonary, lecz na oparach fit-smoothies i sałatkach z jarmużu swój żywot pędzą? Mimo wszystko daję wiarę, że ich fantastycznie kobiece ciała to owoc lat praktykowania spaghettata di mezzanotte. Że te nocne makaronowe orgie zaowocowały w ich przypadku nie tylko pozazdroszczenia godnymi krągłościami, ale także szczęściem. Uśmiechem, szaleństwem, wolnością i możliwością powiedzenia non me ne frega niente della dieta („mam dietę w głębokim poważaniu”).

W książce Hanny Lis nie zabrakło też tradycyjnych potraw polskich – mielone pamiętane z babcinej kuchni, aromatyczny schabowy czy botwinka nie ustępują miejsca bardziej orientalnym specjałom jak quinoa ze zwęglonym kurczakiem, mango i sosem tahini, wietnamska zupa pho nam czy indonezyjskie staye.

Jest różnorodnie, kolorowo i pysznie. A anegdoty i kulinarne ciekawostki wplecione między przepisy dodają książce uroku i swojskości. Pozwalają także dostrzec Hannę Lis, zupełnie inną niż na ekranie – kobietę podchodzącą do życia z dystansem i przede wszystkim ogarniętą kulinarną pasją.

O autorce:

Hanna Lis – dziennikarka i prezenterka telewizyjna, z zamiłowania i wykształcenia italianistka. Miłośniczka podróżowania, gotowania i dobrego jedzenia.

fot. Krzysztof Dubiel

Dane wydawnicze:
Edipresse Książki | ISBN 9788381640176 |s. 280 | Cena: 54,90 | Premiera: 05.06.2019

Podaj dalej