Piątek, 7 lipca 2017
WydawcaBellona
AutorLidia Sadkowska-Mokkas
RecenzentTomasz Zb. Zapert
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2017
Liczba stron512
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 6/2017

Dwa lata po śmierci Tadeusza Konwickiego doczekaliśmy się książki o nim. Zajmującej.

Przyszedł na świat w Nowej Wilejce. W domu przy ul. Letniej. „Przez długie lata świadomie zatajał nazwę ulicy, ponieważ kiedyś znajdował się przy niej dom wariatów. I kiedy w jakiejś sytuacji nieopatrznie wspomniał pośród wilniuków tę nazwę, wszyscy – jak na komendę – wybuchali śmiechem, bo było to mniej więcej równoznaczne z wyrażeniem »urodziłem się w Tworkach«”.

Zanim sięgnął po pióro, sprawdził się w innych profesjach: „Mając ukończone 16 lat, musiał pracować, ponieważ za uchylanie się od obowiązku robót groziło natychmiastowe wywiezienie w głąb Rzeszy. Był traczem, tynkarzem, ślusarzem, stolarzem, sprzedawcą papierosów, fornalem. (…)W niemieckim szpitalu wojskowym (…) przyjęto go nawet na posadę elektryka. Z powodu tej fuchy przysługiwał mu, jak się okazało nielegalnie i wyłącznie przez (…) niedopatrzenie, (…) prowiant stanowiący zaopatrzenie żołnierzy Wehrmachtu. (…) Przy pierwszej dostawie tak sowicie uraczył się herbatą z rumem, a raczej rumem z dodatkiem odrobiny herbaty, że 6 kilometrów, jakie dzieliły Nową Wilejkę od Kolonii Wieleńskiej przemierzył na… czworakach”.

Inicjacja pisarska miała miejsce w Krakowie. Wprowadzającym był Wilhelm Mach. „Po latach będzie pamiętał (…) także dramat, który musiał rozgrywać się we wnętrzu Wilka. A w kontekście bolesnych przeżyć przyjaciela (…) jego skłonnościami homoseksualnymi i samobójstwem, nie będzie chciał plugawić obrazu człowieka, któremu przecież tyle na starcie swej literackiej drogi zawdzięczał. Może dlatego zgodzi się, po usilnych staraniach siostry Macha, zrezygnować z obszernego fragmentu w drugim wydaniu »Kalendarza i klepsydry«”.

Bohater biografii miał „przyjrzeć się (…) robotniczej pracy w hucie szkła w Krośnie. Jak można się domyślać, nie został przyjęty przez lokalnych partyjnych działaczy owacyjnie. Traktowano go podejrzliwie, a on przejęty rolą czujnego obserwatora niezrażony słał raporty do Wydziału Kultury KC PZPR, w których skarżył się na »nieżyczliwy stosunek czynników partyjnych w hucie«. Jeszcze gorszym pomysłem był audyt krośnieńskich zakładów lniarskich. Nadgorliwość socjalistycznego neofity, a przy okazji jego nadzwyczajna bystrość i dociekliwość zirytowały szczególnie komendanta Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa, który zabronił Konwickiemu wstępu na teren zakładów”. Skierowano więc raczkującego inżyniera dusz do huty „Hortensja” w Piotrkowie Trybunalskim, gdzie, jak wspominał: „nic nie robił, czasem coś porządkował i udzielał rad, jakie książki zakupić do biblioteki”. Czy też własne, np. „Przy budowie”?

Jeśli nie książkami, to niewątpliwie sadzeniem drzew przysłużył się Warszawie. Rosną do dziś w parku marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego. Szanował papier: „Większość rękopisów powstała na pozyskanych od pań redaktorek z »Czytelnika« rewersach kopii maszynopisów Zofii Nałkowskiej (…) lub poczytnych kryminałów Joanny Chmielewskiej”. Gros utworów napisał na deseczce ofiarowanej przez Stanisława Dygata. Otrzymanym w prezencie od operatora Kurta Webera piórem marki Waterman.Nie wiadomo, czy firma doceniała wiernego jej produktowi prozaika…

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ