środa, 22 października 2014
WydawcaW.A.B.
AutorMarcin Nowak Lubecki
RecenzentPiotr Dobrołęcki
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2014
Liczba stron288


Świetnie zawiązana intryga, liczne odniesienia
do dzieł i życia uznanych mistrzów,
gęsta atmosfera, wyczucie klimatu
i smaku miejsca szczególnego, jakim
jest Wenecja. A do tego świetnie zarysowana
postać bohatera, starego polskiego
pisarza, który przyjeżdża do Wenecji, aby
tam umrzeć. Czyli współczesna i przy tym
polska, ale bardziej rozbudowana wersja
„Śmierci w Wenecji” Thomasa Manna, który
sam nie pojawia się na kartach tej książki,
ale jego bohaterowie są obecni. Nawet
polski pisarz we wspomnieniach z dzieciństwa
wciela się w postać Tadzia, pięknego
polskiego chłopca, wokół którego zawiązana
jest intryga w opowiadaniu Manna.

Treścią powieści są ostatnie dni pisarza,
którego postać przypomina do złudzenia
Jarosława Iwaszkiewicza, z jego dzisiaj już
powszechnie znanymi, a poprzednio ukrywanymi
skłonnościami seksualnymi, ukrywanymi
na tyle nieskutecznie, że dla jego
otoczenia, ale i dla wielu czytelników, sprawa
była ewidentnie znana jeszcze za jego
życia. Tutaj temat ten wychodzi na pierwszy
plan, co może nieco razić, jednak jest
główną osią narracji i na tym autor zbudował
konstrukcję opowieści. Pojawiają się
też sprawy związku literatów, na czele którego
od lat stoi bohater, a zwłaszcza protest
grupy pisarzy przeciw polityce władz. Na
jego zażegnanie bohater chciałby przeczekać
we Włoszech, pod pretekstem udziału
w międzynarodowym kongresie, co było
też jednym z rzeczywistych epizodów
z życia Jarosława Iwaszkiewicza. Uciekł
przed koniecznością politycznego opowiedzenia
się, ale autor zastawił na niego pułapkę
w postaci świetnie sportretowanego
przedstawiciela polskiego konsulatu, który
zaszantażował go i usidlił. I jeszcze sprawy
finansowe, z którymi pisarz borykał się
zagranicą, tutaj jeszcze popadłszy dodatkowo
w tarapaty po utracie portfela z pieniędzmi.
Wiemy jednak z zapisków Jarosława
Iwaszkiewicza, że jego wielomiesięczne
pobyty we Włoszech, co w czasach PRL
było szczególnym luksusem i ewenementem,
okupione były zawsze ograniczeniami
finansowymi, mimo – jak się wydawało –
wsparcia krajowych władz
i inkasowania honorariów
od zagranicznych wydawców, które jednak
nie były wcale duże.

Ciekawym rozwiązaniem narracyjnym
jest opis śmierci pisarza, trzykrotnej nawet,
bo autor tym razem pułapkę zastawia
na czytelnika i dwukrotnie zręcznie z niej
się wycofuje po przekonywującym zrelacjonowaniu
domniemanych ostatnich dni bohatera.
Motyw zbliżającej się śmierci, przeniesiony
w udany sposób z opowiadania
Manna, przewija się od początku powieści
i wiemy dobrze przez całą jej lekturę, że
ona w końcu nastąpi. Trafnie też autor postrzega
narcyzm bohatera, który cały czas
układa swój wyimaginowany nekrolog, jaki
najlepiej uhonorowałby go i zamknął
długie życie, w którym daremnie oczekiwał
najwyższego uznania go wielkim pisarzem.

A my teraz czekamy oczywiście na potwierdzenie
wartości pisarstwa autora „Łzy
i morza” w następnych utworach.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ