Cztery długie opowiadania Pawła Pollaka wydawca reklamuje na okładce
jako kryminalne, ale to chyba nie jest poprawna klasyfikacja. Owszem,
każde z nich rozpoczyna się jakimś przestępstwem, jednak nie ma tu
zagadek kryminalnych, sprawcy ustalani są właściwie bez trudu, policjanci
szybko oddają robotę prokuratorom, którzy wnoszą oskarżenie
i suspens dotyczy nie tego, kto zabił, ale raczej tego, jak jego czyn zakwalifikują
przysięgli, jakich argumentów użyje obrona, a jakich oskarżenie.
Rzecz należy zatem do gatunku rzadko uprawianego w Polsce, ale
bardzo popularnego w literaturze amerykańskiej: dramatu sądowego
i prawniczego. I akcja opowiadań słusznie rozgrywa się w amerykańskiej
scenerii: tamten system sądowy pełen jest elementów spektakularnych,
świetnie się w literaturze popularnej (a także w filmie) sprawdzających:
pojedynków prokuratora i adwokata, podważania legalności dowodów,
poszukiwania precedensów, retorycznych i socjotechnicznych sztuczek
mających przekonać przysięgłych, sprzeciwów do pytań itp.
Jednak Paweł Pollak ma ambicje większe niż wykorzystywanie spektakularności
amerykańskiego procesu. Osią fabularną każdego z opowiadań
jest bowiem wydarzenie wskazujące na to, że zarówno prawo,
jak i moralność nie zawsze nadążają za życiem. I to nie tylko w takim
sensie, że przemiany obyczajowe, społeczne i polityczne są zupełnie
nieprzewidywalne, a my żyjemy w świecie, którego prawodawcy sprzed
kilkunastu nawet lat nie byli sobie w stanie wyobrazić. Prawo nigdy nie
będzie mogło przewidzieć wszystkich ludzkich działań, decyzji i motywacji,
a zatem nigdy nie będzie mogło z góry przesądzić o tym, czy
wszystkie czyny na pierwszy rzut oka zbrodnicze (na przykład zabójstwo)
zasługują na potępienie i surowe ukaranie.
Opowiadania są napisane bardzo sprawnie, trzymają czytelnika
w napięciu i nie pozwalają mu nie zająć stanowiska wobec opisywanych
spraw. Ale właśnie: raczej wobec spraw, niż ludzi. Po przeczytaniu
wszystkich czterech opowiadań ma się, niestety, wrażenie obcowania
bardziej z rozpisaną na głosy prawniczą kazuistyką niż z żywymi
ludźmi.