Piątek, 7 lipca 2017
WydawcaKarakter/Instytut Kultury Miejskiej
AutorMałgorzata Łukasiewicz
Recenzent(gs)
Miejsce publikacjiKraków/Gdańsk
Rok publikacji2017
Liczba stron138
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 5/2017

„Tłumacz [czytając] też śledzi rozwój akcji, też wsłuchuje się w konfesję, ale jednocześnie podpatruje, ostukuje słowa, frazy, sceny”. Cóż za ewokacyjny cytat! I jak prawdziwie pokazuje pracę tłumacza – on rzeczywiście ostukuje, osłuchuje, próbuje na wiele sposobów, jak wiernie ale i płynnie oddać „słowa, frazy, sceny”.

Ta niewielka książeczka jednej z najwybitniejszych naszych translatorek zawiera pięć esejów poświęconych przekładowi i pracy tłumacza – gęstych, pełnych ważnych stwierdzeń, istotnych uwag, komentarzy, zarazem pisanych stylem jasnym i lekkim, nie stroniącym od anegdoty, co pozwala na przyjemność lektury i wielką z niej satysfakcję. Nie jest to książka dla każdego, to pewne, wymaga zarówno znajomości nazwisk, jak i kontekstów, przede wszystkim zaś zainteresowania tematem. Tłumacz bowiem nader często traktowany jest jako osoba pozostająca w cieniu (niesławny przypadek polskiej edycji „Córki papieża” Dario Fo uznaję za wydawniczą wpadkę) – powszechna niechlujność językowa umożliwia porywanie się na przekład niemal każdemu, kto ma czas, ochotę i wygórowane przekonanie o znajomości obcego języka.

Mając często do czynienia z przekładami, ubolewać muszę nad ich poziomem. Myślę tu nie tylko o materiałach, jakie trafiają na moje biurko i które muszę oceniać zawodowo, ale i prywatnych lekturach – zgrzyta w nich i trzeszczy, wystarczy dobre ucho, by to usłyszeć. Zawinił tłumacz? Nie jest to tak jednoznaczne, bo „odpuścił” również redaktor, a i sam autor mógł być niezgułą. Tu pojawia się pytanie: co w takiej sytuacji może – powinien – zrobić tłumacz? Czy wolno mu poprawić oryginał, czy też pozwolić, by autor wyszedł na idiotę bądź grafomana? Cytowany przez autorkę Michał Kłobukowski, tłumacz literatury anglosaskiej, odpowiada: „Pisarzowi wolno wszystko, może wyłączyć samokontrolę. […] Tłumacz zawsze musi wiedzieć, co robi, czyli czasem myśleć za dwóch”. Nie rozwiązuje to problemu, ale daje wskazówkę: „Tłumaczowi przy pracy towarzyszy świadomość, że zawsze można przetłumaczyć inaczej. Lepiej – bo może czegoś nie dopatrzył, nie doczytał, nie dość się postarał”, pisze Łukasiewicz.

Podobnych problemów pojawia się w książce więcej. Czy przekłady starzeją się – w przeciwieństwie do oryginałów? Czy rzeczywiście „niewiele się różni tłumacz od kopisty”, co twierdził już Don Kichot? Po co nam przekłady współczesnej prozy na starożytną grekę albo łacinę? Kim właściwie jest tłumacz? Jakub Ekier uważa go za interpretatora: „Tłumacz jest jak dyżurny ruchu. Kieruje skojarzenia na określone tory, a kiedy oryginał da się odczytywać rozbieżnie, chcąc nie chcąc, przestawia zwrotnice”.

A czym jest sam przekład? Zachwyciła mnie definicja Feliksa Przybylaka (jedna z wielu, jakie przytacza autorka): tłumaczenie „jest to coś, co przypomina bilon złoty zamieniony na papierowy banknot, który jednakże jest tamtemu równoważny”. Wdzięczny jestem Małgorzacie Łukasiewicz, że o tych transakcjach pisze tak zajmująco.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ