Czwartek, 18 sierpnia 2011
WydawcaWydawnictwo Literackie
RecenzentTomasz Z. Zapert
Miejsce publikacjiKraków
Rok publikacji2010
Liczba stron324


Tom nostalgicznych wspomnień (m.in. Ewy Lipskiej,
Urszuli Kozioł, braci Różewiczów, Karla Dedeciusa,
Artura Sandauera, Jonasza Sterna, Jana
Józefa Szczepańskiego, Henryka Voglera, Adama
Zagajewskiego) o zmarłym dwie dekady temu
wybitnym noweliście, nauczycielu kilku pokoleń
krakowskich pisarzy, inauguruje jego ostatni
wywiad:
„Gdzieś pod koniec 1932 roku lub na samym

początku 1933, w każdym razie tuż przed
zdobyciem przez Hitlera w Niemczech pełnej władzy, na niemieckim
Górnym Śląsku, blisko granicy polskiej, odbyło się spotkanie przedstawicieli
KPP i KPD, na którym uchwalono rezolucję domagająca
się obalenia traktatu wersalskiego, krzywdzącego Niemcy i powrotu
polskiego Górnego Śląska do Niemiec. Niewiarygodne? Ale ja
na własne oczy widziałem, dwujęzyczną polsko-niemiecką ulotkę
wydaną z tego spotkania”. (…) „Leon Kruczkowski podpisał protest
intelektualistów przeciw procesom moskiewskim. (…) Rzutowało
to na jego (…) powojenne losy. Ludzie lewicy, którzy mieli w przeszłości
tzw. haka znaleźli się w sytuacji nie do pozazdroszczenia.
Szantażowani, nieraz ulegali presji i działalność swą podporządkowali
komunistycznej władzy” – wspominał Filipowicz, którego ostatnią
życiową partnerką była Wisława Szymborska. Obejrzeli kiedyś
spektakl Teatru Telewizji zachęceni do tego przez ówczesnego dyrektora
Starego Teatru Jana Pawła Gawlika. Po kilku dniach otrzymał
od nich list:
„W formie odszkodowania za poniesione straty moralne skazuje

się J. P. Gawlika na grzywnę w postaci dwóch całodniowych
wyjazdów na ryby w okresie od 1 IV do 30 września 1980 r. (…)
Gawlik winien jest dostarczyć własnego samochodu i kierować nim
tam i z powrotem. (…) Cel obu wyjazdów do uzgodnienia, wszelako
zastrzega się, że w grę wchodzić będą raczej dalsze niż bliższe
okolice Krakowa”.
Filipowicz miał wiele pasji: karty, numizmatykę, zbieranie pocztówek,

„kornelówkę” (szkoda, że nie podano przepisu tej nalewki),
kajakarstwo, a przede wszystkim wędkarstwo. W domu eksponował
spreparowane łby złowionych okazów ze stosownym opisem (waga,
przynęta, data i miejsce złowienia). Jako zapalony wędkarz mam żal
do edytora, iż nie dołączył do tomu wkładki przybliżającej te pozaliterackie
osiągnięcia pisarza, któremu przyświecała dewiza: „Dużo honoru,
mało profitu”.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ