Wznowienie – po 45 latach – monografii bodaj najbardziej utytułowanego
polskiego długodystansowca, Zdzisława Krzyszkowiaka, który pierwsze
kroki w sporcie stawiał w Ostródzie, a technikę biegu doskonalił pod
okiem Jana Mulaka w Wałczu. Choć wątłego zdrowia wywalczył dwa
tytuły mistrza Europy (5 i 10 km – 1958 roku Sztokholm). Biegi odbywały
się wówczas podczas deszczu, który zamienił bieżnię (o tartanie
nikomu się wtedy nie śniło) w bagienko. Stąd po wygranych „Krzysia” –
jak określili go kibice – w „Expressie Wieczornym” widniał tytuł: „Polacy
są dobrzy na błoto”.
Dwa lata później lekkoatleta zwyciężył w biegu na 3000 metrów
z przeszkodami podczas igrzysk olimpijskich w Rzymie. Potem został
trenerem w Bydgoszczy, lecz sukcesorów nie wychował. Za to popadł
w konflikt z obiecującym futbolistą tamtejszego Zawiszy. Charakteryzującym
się przebojowością (na boisku i w życiu), niewyparzonym językiem
oraz rudą czupryną. Nazywał się on Zbigniew Boniek. Zatarg
mistrza z czeladnikiem wygrał ten ostatni, a Krzyszkowiak przeprowadził
się do Warszawy.
Ostatnie dziesięć lat życia (zmarł na raka) spędził w apartamentowcu
przy ulicy Dzikiej. Autor książki mieszka przy ulicy Inflanckiej, więc z pewnością
wie, że sportowiec kochał się platonicznie w pięknej sąsiadce, platynowej
blondynce polskiej kina, ale jako gentleman tę wiadomość zachował
dla siebie. Pozwalam sobie na to niedyskretne uzupełnienie, proponując
czytelnikom zagadkę. Nie zdradzę personaliów tej wybitnej aktorki (nawiasem
mówiąc gimnazjalnej koleżanki małżonki red. Bohdana Tomaszewskiego).
Powiem jedynie, że w latach największych triumfów Krzyszkowiaka
była etatową mistrzynią juniorów Warszawy w sprincie.