środa, 22 marca 2017
WydawcaMuza
AutorCarlos Luiz Zafón
TłumaczenieKatarzyna Okrasko, Carlos Marrodan Casas
RecenzentKRZYSZTOF MASŁOŃ
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2009
Liczba stron302


Przerażająca historia z potrójnym romansem
w tle, upiorach – gnieżdżących
się na cmentarzach, w kanałach,
opuszczonych pałacach i oranżeriach
– ożywających manekinach i ludziach
przeobrażających się w bestie. Horror,
który jeśli nasuwa jakieś porównania,
to z nieśmiertelną opowieścią o doktorze
Frankensteinie, przeniesioną z przełomu
1979 i 1980 roku do Barcelony,
która wówczas – zdaniem autora – stanowiła
„fatamorganę alei i zaułków, gdzie
można było się cofnąć o trzydzieści lub
czterdzieści lat, przekraczając zaledwie
próg przedsionka jakiego domu lub kawiarni”.

„Marina” to, jak twierdzi Carlos Ruiz
Zafón, „najtrudniejsza do sklasyfikowania,
najbardziej nieokreślona ze wszystkich
powieści, jakie dotychczas napisał”.
A pisał ją w drugiej połowie lat 90. zeszłego
wieku, wydając po raz pierwszy w roku
1999. Dziś odczytujemy ją nie tylko jako
mniej lub bardziej udany horror lecz jako
ciekawy utwór dopełniający wizerunek
hiszpańskiego pisarza, który na początku
XXI wieku odniósł niebywały sukces
„Cieniem wiatru”, wzmacniając go następnie
„Grą anioła”. Nie wątpię, że „Marina”,
wydana wreszcie tak jak życzył sobie
tego autor, dołączy do tamtych tytułów,
a o jej powodzenie w Polsce jestem
spokojny. Krytycy wprawdzie nie bardzo
rozumieją czym tłumaczyć sukces pisarstwa
Zafóna, ale jest faktem, że uwiódł
on czytelników, i to zarówno tych mniej
jak bardziej wymagających. A że osiągnął
to za pomocą bardzo prostych środków,
tym większa chwała prozaika. W końcu
„simple the best”.

Bohater „Mariny”, Oskar Drai ma
zaledwie piętnaście lat i przeżywa swą
pierwszą miłość, zauroczenie zjawiskową
rówieśniczką, córką wziętego niegdyś
malarza i, zmarłej niebawem po urodzeniu
córki, śpiewaczki. Tytułowa Marina
odziedziczy po rodzicach nie tylko artystyczną
wrażliwość, co w zasadniczy
sposób wpłynie na rozwój galopujących
wypadków, w których odbija się historia
miasta — rzeczywistego i magicznego,
stworzonego z labiryntu duchów,
„gdzie w nazwach
ulic pobrzmiewały
echa starych legend,
a za naszymi
plecami czaiły się baśniowe
stwory”.

Kilkoma pociągnięciami pióra rysuje
Zafón sylwetki postaci, które nie podobna
później zapomnieć. W „Marinie” jest
taką ojciec dziewczyny, German Blau, miłośnik
starych samochodów i okolic Plaza
Cataluña, gdzie „stada gołębi raz po raz
wzbijały się do lotu pomiędzy stoiskami
kwiatów i kawiarenkami, ulicznymi grajkami
i żonglerami, turystami i tubylcami,
policjantami i złodziejaszkami, ludźmi
żywymi i duchami z innych epok”.

Kto uwielbia się bać, tego uwagę skupią,
oczywiście, fantastyczne wątki, a kto
– jak piszący te słowa – niekoniecznie, ten
zadowoli się opisami, na przykład, Ramblas,
o której German powiada, że „drugiej
takiej ulicy próżno by szukać jak świat
długi i szeroki. Nowy Jork wysiada”. I tak
będzie usatysfakcjonowany.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ