Aż dziw, że tak długo musieliśmy czekać
na biografię Paula Coelho. Wszak
to Wielki Pisarz. Potwierdzają to fakty,
a z faktami nie ma się co kłócić: 23 książki
w stu milionach egzemplarzy sprzedanych
w 160 krajach, co oznacza 455 przekładów
w 66 językach. Nagród zebrał już na
świecie 55, stałą rubrykę ma w ponad stu
czasopismach, w dodatku cztery (tylko?)
jego powieści trafią na ekran.
Można się oczywiście upierać, że jego
twórczość to hucpa i pic na wodę, „program
pomocowy” polegający na powtarzaniu
łaknącemu wsparcia czytelnikowi
„weź się w garść”, ale takimi kalumniami
obrzucają Wielkiego Pisarza jedynie ludzie
małego ducha.
Za biografię wziął się wreszcie Fernando
Morais, brazylijski dziennikarz i w wolnych
chwilach polityk. Jak pisze, gdy zobaczył pisarza
w 2005 roku na lotnisku w Lyonie, był
zaskoczony: „Pojawił się sam, z plecakiem
na ramieniu i małą walizką na kółkach”.
Żadnych asystentów, śladu ochroniarzy.
Bohater „Czarodzieja” także i później pozostawał
równie otwarty, nie bronił dostępu
ani do siebie, ani do przeróżnych archiwów,
dokumentujących jego młodzieńcze
lata. Odważny człowiek – bo Paulo Coelho,
jakiego znamy, czyli spokojny i sympatycznie
uśmiechnięty starszy pan ze starannie
przyciętą siwą bródką nijak się ma do Paula
Coelho z lat 60. i 70. Ach, cóż to był za
typ! Zakompleksiony, więc przemądrzały.
Niezbyt w życiu doświadczony, zatem mitoman
do potęgi. Okrutny, samolubny, fałszywy,
skoncentrowany na sobie. Miał 18 lat,
gdy wymógł na swojej kolejnej dziewczynie
„dowód miłości” – nie, nie chodzi o deflorację,
zapragnął zgasić papieros na jej udzie.
Był dziwkarzem, łgarzem i kłótnikiem, brał
narkotyki i wpadał przez nie w depresję. Albo
też z niej wychodził, mało to teraz istotne,
tak czy inaczej używał na potęgę. Zarabiał
ogromne pieniądze jako tekściarz (płyną
do dziś) i wykonawca przebojów. Trafił
do szpitala dla wariatów,
więzienia
służb bezpieczeństwa,
grona satanistów.
Magią zajmował
się na tyle poważnie,
że w 1974 roku zmienił nawet nazwisko na
Lux Eterna. Z wiekiem znormalniał. Pomogła
mu żona Christina, z którą, dziw nad
dziwy, jest do dziś. Katharsis przydarzyło
mu się podczas wizyty w Dachau – zmienił
styl życia. Wrócił do religii. Zaczął pisać
inaczej. Zdobył sławę.
Coelho był w młodości typem barwnym,
ale, nie ukrywajmy, wrednym. Rzadko
zdarza się biografia tak szczera, zwykle
sławy nie przyzwalają na wyciąganie brudów
z przeszłości. Cenię Coelho za to, że się
tego nie bał. Dlatego polecam książkę Moraisa,
nawet jeśli jej rozplotkowanie nieco
mi przeszkadza. Na temat twórczości Wielkiego
Pisarza nie chcę się wypowiadać.