Wtorek, 5 lipca 2011
WydawcaRuna
AutorEugeniusz Dębski
RecenzentTON
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2011
Liczba stron472


Kamil Stochard, pracownik Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego,
specjalista od spraw paranormalnych, znowu w akcji. Tym razem jednak
polem walki polskiego agenta, znanego już z powieści „Hell-p”, z groźnymi
monstrami będzie Sankt Petersburg, gdzie po ulicach grasują…
krwiożercze staruszki. Trup ściele się gęsto, a rosyjskie specsłużby nie
potrafią same nic z tym począć. Nie ma rady, kapitan Sukonin musi sięgnąć
po pomoc do sąsiadów iz Zapada…
Pomysł dość karkołomny, ale, trzeba przyznać, oryginalny. Stanowi

on zwłaszcza świetne tło dla rozważań, jakże modnych obecnie,
o kondycji przyjaźni i stosunkach polsko-rosyjskich. W ich rysowaniu
widać wyraźną nić sympatii autora do przyjaciół Moskali, ale jednocześnie
zdrowe poczucie realizmu. Wszak nawet serdeczne zaproszenie
do współpracy nie powinno przerodzić się w nadmierną wylewność.
Zaufanie między Słowiany? Owszem, ale tylko do pewnego stopnia.
Prawda? To wątek równie ciekawy jak główna oś fabuły.
A co poza tym w owej fabule? Ano, Dębski jak Dębski. Kto zna jego

wcześniejsze książki, ten wie czego się spodziewać. Jest tu bowiem mydło
i powidło – odwołania do gwary ulicznej przeplatają się z cytatami
z Pratchetta i rosyjskiej klasyki literackiej. Wszystkie główne postaci zostały
mocno rozbudowane i toczą przebogate życie wewnętrzne, tępiąc bezwzględnie
nie tylko Zło w formie zadanej przez prowadzoną sprawę, ale
także w postaci zwykłej głupoty. Przynajmniej w ich ocenie. Wokół toczy
się zwykłe życie najeżone zwykłymi sprawami… Ba! Znalazło się miedzy
tym wszystkim nawet miejsce dla bajki z morałem! Wszak najciekawsze
to, że „Moherfuckera” – ów konglomerat fantastyczno-horrorowo-kryminalno-
sensacyjno-społeczno-obyczajowy – czyta się nader przyjemnie,
szybko, z zainteresowaniem pochłaniające kolejne strony.
Uwagę przyciąga także sam tytuł, który niewątpliwie zapada w pamięć,

może nawet bardziej niż sama powieść. I niewykluczone, iż podniesie
on również sprzedaż, intrygując tych „anty” i tych „za”. Jakież
będzie zaskoczenie wielu, kiedy przeczytawszy stwierdzą, że to… po
prostu Dębski. W formie czystej.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ