Maciej Urbanowski, autor przedmowy do tej powieści zastanawia się,
dlaczego „Nadberezyńcy”, pomimo wspaniałych opinii (m.in. Józefa
Czapskiego, Jerzego Stempowskiego, Jędrzeja Giertycha, Tymona Terleckiego,
braci Mackiewiczów i Zbyszewskich, Józefa Łobodowskiego,
Sergiusza Piaseckiego, Melchiora Wańkowicza) ciągle pozostają arcydziełem
nieznanym?
I odpowiada, że by może wpływa na to sam autor, „wielki samotnik
literatury polskiej, outsider tworzący z dala od literackich salonów, mód
i tendencji”. Florian Czernyszewicz wywodził się z kresowej szlachty.
Urodzony w okolicach Bobrujska w roku 1900, jako 19-latek uczestniczył
w walkach z bolszewikami, co w „Nadberezyńcach” znalazło odbicie w losach
Stacha Bałaszewicza, po trosze będącego porte parole pisarza.
Po Traktacie Ryskim, który zdecydował, iż macierzysty region autora
znalazł się w granicach Sowietów, przeniósł się do Wilna, gdzie
służył w policji i dokończył edukację. Po trzech latach wyemigrował
do Argentyny. Czy tylko za chlebem, czy też z tęsknoty za utraconym
matecznikiem – pozostaje niewyjaśnione.
W Buenos Aires znalazł zatrudnienie w rzeźni. Ciężka fizycznie praca
odbiła się na jego zdrowiu. Nabawił się astmy, szwankowało serce,
którego zawał doprowadził do zgonu pisarza w 1964 roku.
Pisarstwo traktował hobbystycznie. „Nadberezyńcy” przypominają
tragiczne losy Polaków ze wschodnich rubieży państwa walczących
w latach 1914-1921 o powrót ich ziem do niepodległej Rzeczypospolitej
i płacących za to straszliwą cenę oraz ukazuje wizerunek bolszewizmu –
barbarzyńskiego wroga cywilizacji. I powieść, i autor trafili na zaszczytną
listę PRL-owskiej cenzury. Ale dlaczego potrzeba było aż dwudziestu
lat niepodległości, by tom pojawił się na księgarskich ladach?