Wtorek, 2 listopada 2021
WydawcaRebis
AutorMartin Amis
TłumaczenieKatarzyna Karłowska
RecenzentGrzegorz Sowula
Miejsce publikacjiPoznań
Rok publikacji2021
Liczba stron624
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 10/2021

Być może ktoś z państwa pamięta komedię „Przyjęcie” Blake’a Edwardsa, w której świetny jak zwykle Peter Sellers wcielił się w postać hollywoodzkiego aktorzyny klasy podrzędnej, Hrundiego Bakshi – w otwierającej scenie jako hinduski sipaj trafiony wrażą kulą pada na okop, ale podrywa się, by zagrać swoim kompanom ostatni capstrzyk. Znów dostaje kulę – i znów się podrywa. Jeszcze raz – i jeszcze raz. Wiele razy. W ten nieopanowany sposób swój tom zamyka Martin Amis. A i tak mam wrażenie, że gdyby nie wyłączono mu komputera, to pisałby do dziś…

„Opowieść wtajemniczonego” to nie narracja o miłości, rodzinie, przyjaźni, seksie, jak plotą autorzy blurbów – to długa, szczegółowa, wnikliwa do bebechów, odważna analiza śmierci i odchodzenia na różne sposoby: Kingsleya (czyli Amisa ojca), Philipa Larkina, Christophera Hitchensa („Hitcha”), Saula Bellowa, szykowanie się samego Amisa syna. Reszta to uzupełnienie, meandryczny komentarz do kwestii zasadniczej: jak z godnością stawić czoło śmierci, jedynemu „zrządzeniu losu”, któremu się nie wywiniemy.

Dlatego sporo tu rozważań na temat całego procesu umierania – diagnozy, często nieoczekiwanej, zaskoczenia, odrzucenia, prób walki, ostatecznej akceptacji. Musimy odejść, nie ma rady, często również nie ma o co walczyć – pozostawanie przez lata w stanie wegetatywnym jest, nie ukrywajmy, męką dla rodziny i bliskich. Świadome odejście jest dopuszczalne w niewielu krajach świata, i choć społeczne poparcie dla tego typu rozwiązania rośnie, decydenci – najczęściej motywowani religijnie – nie chcą wyrazić zgody na zmianę obowiązujących wciąż przepisów.

Wymienieni wyżej twórcy – bliscy przyjaciele autora i członkowie jego rodziny – stanowią tło do rozliczeń syna z ojcem. Martin Amis o Kingsleyu pisze w nie najlepszych słowach, miał z nim problemy (co właściwie należałoby odwrócić – to Kingsley nie nadawał się na ojca); dwa lata po śmierci Kingsleya Martin zadzwonił do Bellowa, by mu powiedzieć: „Dopóki ty żyjesz, nie będę się czuł tak zupełnie pozbawiony ojca”. Seksualnie niedojrzałemu Larkinowi też nie było łatwo, akceptacja tatusia, nazisty i antysemity, przychodziła mu z trudem, choć nie potrafił jednoznacznie go odrzucić. To bardzo męska książka – Amis pokazuje złożony świat pokręconych facetów, wciągając weń kobiety, ale rozmowy z kochankami, partnerkami, żonami, ich wypowiedzi, sensowne i ratujące życie komentarze są tylko i wciąż upiększeniem męskiej narracji.

To „żywopisanie”, jak przed laty Henryk Bereza nazwał podobną metodę relacji, mówiąc o Stachurze, jest w zasadzie pisaniem fabularnym, aczkolwiek niełatwym w zamyśle (zwłaszcza na 600 stronach) i w egzekucji. Układ przyjęty przez wydawcę lekturze nie sprzyja – Amis, mam wrażenie, powyciągał z szuflad i teczek tysiące zapisków dokonywanych przez lata, uznając, że jakoś da się je ułożyć na tyle sensownie, by skusić czytelników („klientów”, jak pokpiwa w akapicie dotyczącym pasażerów linii lotniczych). Nazwisko pomaga, bez wątpienia – bo to tom złożony z kilku równoległych acz osobnych narracji; każda z nich obroniłaby się samodzielnie. Co więc tu moglibyśmy otrzymać? Dzieje przyjaźni z Hitchem i Bellowem. Opis rodzinnych wykolejeń Amisa. Rozszerzone dywagacje na temat antysemityzmu w historii, konfliktów rasowych, klasowych uprzedzeń, podejścia do seksu. Wyśmienity zestaw porad dotyczących procesu pisania i publikowania. Wreszcie przebogaty, wielowątkowy zbiór przypisów, które jako dodatek w głównym grzbiecie książki denerwują niepomiernie. Tu uwaga do wydawcy: taka ilość aneksów wymaga oddania im szerokich marginesów i wprowadzenia dodatkowego koloru na szpalty. Albo podziału fabuły na kilka odrębnych części.

Końcową czkawkę Amisa można pominąć. Ale książki odłożyć nie sposób.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ