Piątek, 12 lutego 2016
WydawcaRebis
AutorPiotr Zychowicz
RecenzentKrzysztof Masłoń
Miejsce publikacjiPoznań 
Rok publikacji2015
Liczba stron450


Nowa książka autora „Obłędu” jest bodaj najciekawszą z tych, jakie dotąd  napisał. Jak w żadnej jawi się on tu czytelnikowi jako twórczy kontynuator myśli politycznej braci Mackiewiczów, Władysława  Studnickiego, Mariana Zdziechowskiego.  A także, co cieszy mnie szczególnie, jako  wnikliwy znawca literatury kresowej ze  sławną książką Józefa Mackiewicza „Lewa  wolna” na czele. Książką, której „Pakt Piłsudski–Lenin” stanowi rozwinięcie i to niebywałe, przeprowadzone z iście sienkiewiczowską fantazją.

Tak się składa, że niemal równolegle  z „Paktem Piłsudski–Lenin” ukazała się  praca prof. Andrzeja Nowaka „Pierwsza  zdrada Zachodu. Zapomniany appeasement – 1920”, w istocie traktująca o tym  samym, a mianowicie o trudnym do wytłumaczenia wstrzymaniu (i to dwukrotnym)  polskiej ofensywy w trakcie wojny z bolszewikami. Marszałek nie chciał pomóc „białym” Rosjanom i tym samym praktycznie  wsparł chylącą się ku upadkowi Rosję bolszewicką. A po wygranej wojnie milcząco  przystał na hańbiące warunki pokoju ryskiego. Takie są fakty, o których nie zwykło się u nas mówić głośno, bo jeśli ktoś 
nawet przywoła negocjacje w Rydze, po  których oddaliśmy 1,5 mln Polaków bolszewii na pewną śmierć, to winnym przyjęcia  tak beznadziejnych warunków pokojowych  uzna Stanisława Grabskiego, skądinąd jakże słusznie przez wnuka Tadeusza Rejtana  nazwanego „Kainem”. Tymczasem to jednak Piłsudski trzymał wówczas w ręku władzę i choćby nawet musiał zrezygnować ze  swoich planów federacyjnych, to nikt nie  byłby w stanie przymusić go do milczącej zgody na coś tak niewiarygodnego: po  zwycięskiej wojnie, po trumfach w bitwie  warszawskiej i niemeńskiej lekką ręką pozbyć się 350 tys kilometrów kwadratowych  naszej ojczyzny czyli połowy Rzeczypospolitej. I 18 milionów obywateli!  

A jak mogło dojść do tego? „Profesor  Andrzej Nowak w książce »Polska i trzy  Rosje« napisał – czytamy – iż Piłsudski  nie wsparł Denikina dlatego, że nie mógł,  i dlatego, że nie chciał. W rzeczywistości  było inaczej. Piłsudski nie wsparł Denikina  dlatego, że nie chciał, chociaż mógł”. 

Piłsudczycy zawyją na te słowa ze zgrozy. Jak to, ich Marszałek, wbrew temu, co wielokrotnie deklarował, zrezygnował z Polski wielkiej na rzecz Polski małej, rzekomo 
spójnej etnicznie, co propagował, i owszem, ale… Roman Dmowski. Z kolei o stosunku naszych  neoendeków do „Paktu Piłsudski – Lenin”  nie będę się rozwodzić, bo wszystko jest jasne – spalą książkę i już. Ale zanim spalą,  będą ją czytać po nocach z wypiekami na  twarzy. Jak wszyscy zresztą. Bo to naprawdę  niesamowita lektura, dowodząca m.in. tego,  jak wielką wartością być może, tak postponowany w latach PRL, imperializm, a jakim  zagrożeniem jest nacjonalizm.  

Przywykliśmy w Polsce do historii, która wszystkie nasze niepowodzenia przypisuje wrażym działaniom jawnych i ukrytych  nieprzyjaciół. Autor „Paktu Piłsudski-Lenin” winy szuka znacznie bliżej. I skłania  do smutnych refleksji, bowiem jak to jest,  że nawet naszych zwycięstw nie potrafimy  zdyskontować. Przykład „Solidarności” pokazuje, że w tej materii niewiele zmienia się  na lepsze. 

I jeszcze jedno: Piotr Zychowicz nazywa traktat ryski rozbiorem Polski, sugerując, że dzień jego podpisania – 18 marca  (1921 roku) winien być dniem żałoby narodowej. 

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ