środa, 6 grudnia 2023
WydawcaOfficyna
AutorVirginia Woolf
TłumaczenieMagda Heydel
RecenzentSebastian Walczak
Miejsce publikacjiŁódź
Rok publikacji2023
Liczba stron240
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 11/2023

Jeśli nie udało Ci się przeczytać „Ulissesa”, nie przejmuj się, nie jesteś sam. Ale jeśli chcesz poznać modernizm z wykorzystaniem techniki strumienia świadomości, to przez te dwieście kilkadziesiąt stron na pewno przebrniesz.

Pewnego dnia, w połowie czerwca 1923 roku, żona swojego męża, Clarissa Dalloway wyprawia wieczorem przyjęcie. Wymaga to wielu przygotowań, więc na początku wyrusza kupić kwiaty. Gdy wraca do domu, niespodziewanie odwiedza ją jej były ukochany Piotr Walsh, który powoduje, że główna bohaterka zaczyna zastanawiać się, czy dobrze pokierowała swoim życiem. Pomocy w odpowiedzi na to pytanie udzieli jej Septimus Warren Smith – mężczyzna, którego nigdy nie spotka.

Pierwsze polskie tłumaczenie Krystyny Tarnowskiej wyszło w 1961 roku i po drobnych korektach jest nadal wznawiane (Znak, 2022). O fabule i artyzmie dzieła nie ma co dyskutować, literaturoznawcy powiedzieli o nim wiele, jeśli nie prawie wszystko. Co wnosi przekład Magdaleny Heydel do kolejnego odczytania utworu?

Dzięki uwspółcześnieniu polszczyzny i nowej interpretacji opartej na komentarzach krytycznoliterackich powstał przekład, dzięki któremu możemy „być jeszcze bardziej panią Dalloway”. Heydel doskonale balansuje językiem: upraszcza składnię, proponuje inny rozkład interpunkcji. Bohaterowie mówią bardziej wprost, widać większą temperaturę rozmów i gwałtowność uczuć. Emocje, które jątrzy w sobie główna bohaterka, też są bardziej uwidocznione przez uzyskany efekt polaryzacji. Ten pozorny spokój przyjęcia usztywniony gorsetem konwenansu w kontraście z burzą emocji, która dusi się we wnętrzu głównej bohaterki, aż się prosi o wybrzmienie i tragiczny finał.

Inna jest również propozycja partii dialogowych. Tarnowska kontynuuje niektóre myśli bohaterów w tej samej linijce, oddzielając je od partii mówionej myślnikiem. Heydel rozpoczyna dywagacje kolejnym akapitem. To rozwiązanie jest dobrym pomysłem, gdyż znacząco ułatwia czytelnikowi orientację w tekście. Nie znaczy to jednak, że tłumaczka go upraszcza, gdyż dzieło zachowuje w pełni ekspresję wypowiedzi.

Czytanie symultaniczne obu wersji wydaje się całkiem przyjemnym wyzwaniem, jednak biorąc pod uwagę całość pojedynku, po dość wyrównanej walce, nowy przekład wychodzi z tej bitwy zwycięsko.

Ci ludzie z Wydawnictwa Officyna to jacyś straceńcy. Nie wiem, jak oni się utrzymują na rynku wydawniczym, ale niech to, co robią, robią dalej. Bo robią to naprawdę dobrze. To oni wydali „Ulissesa”. „Pani Dalloway” przegrywa z nim tylko tym, że dzieło Joyce’a okazalej wygląda na półce domowej biblioteki.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ