Czwartek, 28 grudnia 2023
WydawcaKarakter
AutorOlga Drenda
RecenzentSebastian Walczak
Miejsce publikacjiKraków
Rok publikacji2023
Liczba stron288
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 12/2023

Tytuł mówi wszystko, obiecuje wiele. Jednym zdaniem to antropologiczny esej o tym, co nas śmieszy; niepozbawiony szczypty ironii, dystansu do siebie i innych, napisany świetnym językiem o języku i co jest na językach w polskim społeczeństwie.

Olga Drenda przygląda się ewolucji polskiego komizmu, analizując go od czasów PRL aż do dzisiaj. Nie tylko przekrój czasu jest istotny, ale także złożoność tego, z czego się śmiejemy. Autorka analizuje nadawców oraz odbiorców żartów, metody przekazu, ewolucje tematów i różnych form komizmu, które odegrały istotną rolę w kształtowaniu współczesnej kultury.

Na wstępie przedstawia granice, jakie powinny być stawiane w konstruowaniu żartu, ich migrację w zależności od odbiorcy i kontekstu zdarzeń, między innymi mowa tu o śmianiu się z rzeczy kontrowersyjnych i dziś niedopuszczalnych, na przykład z gwałtu, Murzynów czy prowokacji politycznych. Następnie zilustrowała portret Polaka śmiejącego się z samego siebie oraz jak nas postrzegają inne narodowości. Pyta, na ile umiemy się zdystansować do naszej karykatury, co wyłania się z tego obrazu, czy jest on prawdziwy, co chcielibyśmy wyretuszować i czy to się udało na przestrzeni kolejnych dekad. Wskazuje złożoność sucharów i kultury memicznej, bynajmniej nie lekceważąc ich znaczącej roli w modelowaniu humoru jako ogólnego zjawiska, raczej upatruje wzrostu popularności tego typu dowcipów w tęsknocie odbiorcy do prostoty, która nie zawsze musi iść w parze z prostactwem. Osobnymi rozdziałami zostały obdarzone żarty dotyczące kobiet, polityki oraz humor abstrakcyjny. Zakończenia jako takiego nie ma. Na finał czytelnik otrzymuje autorski wybór ośmiu rzeczy, które bawią Olgę Drendę, co skutecznie udowadnia, że nie jest to rozprawa naukowa, tylko wnikliwe spojrzenie na coś, co buduje nas jako pewną społeczność, ale nigdy nie będzie na tyle skończone, żeby to podsumować. Przynajmniej nie na razie.

Całość komentarzy jest poparta mnogością przykładów o imponująco zróżnicowanej proweniencji, przez co można odebrać wrażenie, że Drenda próbowała w książce dać prawo głosu każdemu reprezentantowi grupy społecznej niezależnie od wszelkich zmiennych takich jak płeć, wiek, poczucie estetyki, swoboda wypowiedzi, głosy subkultur i innych. Przez to wydaje się, że jest to „nasza” książka o nas samych. Dobrze, że ją napisaliśmy, jeszcze lepiej, że ktoś to zebrał i spisał. Naprawdę warto.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ