środa, 22 marca 2017
WydawcaPrószyński i S-ka
AutorPeter D. Ward
TłumaczenieJakub Szacki
RecenzentJÓZEF KLIŚ
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2002
Liczba stron230


Gdzie się podziały kochane dinozaury, mniej więcej, wiadomo.
Raczej mniej niż więcej, bo paleontologia to nauka, w której wyjaśnianie tajemnic świata jest często tylko wybieraniem najbardziej
prawdopodobnego przypuszczenia.
Przecież góry kości, zwykle niekompletnych, zawsze układają się paleontologowi w obraz, który
częściowo jest rzeczywistością a częściowo grą wyobraźni. Konstruując
prehistoryczne ekosystemy
uczony zwiększa dystans od fragmentarycznego obrazu tworzonego
przez pojedyncze kości i wypełnia
go niezbędnymi informacjami
a czasami produktami wyobraźni.
I dlatego dziś jedni paleontolodzy
twierdzą, że dinozaury wymarły
w rezultacie kosmicznej katastrofy
(tych jest większość), drudzy
zaś są w stanie uwierzyć w cokolwiek, byle nie był to „grom z jasnego
nieba”.

Pal sześć dinozaury – żyły przed milionami lat – ale co się stało z mastodontami (miały kły w szczęce górnej i dolnej) i mamutami
(z kłami tylko u góry), które
żyły w epoce lodowcowej i były
rówieśne naszym dalekim przodkom
sprzed kilkunastu tysięcy lat? Tu znów paleontologia dzieli się na dwie szkoły. Pierwsza z nich skłonna
byłaby przyjąć hipotezę, że i one stały się ofiarą zmian klimatu, druga zaś za śmierć stad mamutów wini naszych przodków. Po prostu przed dziesięcioma tysiącami lat wytłukli oni i zjedli te ogromne stwory. Istotnie,
wtedy właśnie wielkie zmiany temperatury – ich wcześniejszym rezultatem były katastrofalne burze
o niewyobrażalnym zasięgu
i sile – nagle przestały zachodzić.
Nastąpiła zmiana klimatycznych
burz na ciszę, chłodu na ciepło
a pogoda stała się stabilna. Ludzie
poczęli budować osiedla, uprawiać
rolę, zaczęli udomawiać zwierzęta.
Ludzka populacja rosła i potrzebowała
coraz więcej pokarmu… A mamut to dużo mięsa, więc trafiał
pod topór i oszczep. Niestety, inni paleontolodzy na to wyjaśnienie
nie chcą przystać. Czyli, uczeni ciągle się spierają, pewności jednak
nie ma nikt.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ