Czwartek, 28 grudnia 2023
WydawcaAdamada
AutorAndrzej Marek Grabowski
RecenzentMaria Kulik
Miejsce publikacjiGdańsk
Rok publikacji2023
Liczba stron80
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 12/2023

Doświadczenie bibliotekarskie mówi, że jedno z najczęstszych pytań podczas spotkania autorskiego brzmi: „Skąd pan/pani bierze pomysły na książki?”. Zaproszony gość daje rozmaite odpowiedzi, mówiąc o swoich doświadczeniach pisarskich. Często są to własne przeżycia, ale inspiracją bywa też autentyczne wydarzenie, które poruszyło autora. Wystarczyło wtedy stworzyć przekonujące postacie bohaterów, rozbudować akcję i popracować nad nastrojem i przesłaniem.

Tak też stało się w przypadku omawianej książki, której autor, Andrzej Marek Grabowski, jest twórcą o sporym i różnorodnym dorobku. Można wymienić jego liczne scenariusze filmowe, piosenki, programy telewizyjne, a także książki, w większości wydane przez wydawnictwo Literatura. Historia o trzech krowach wydarzyła się naprawdę, o czym swego czasu szeroko donosiła prasa. Zwierzęta opuściły swoje gospodarstwo i połączyły się ze stadem żubrów, co zaowocowało potomstwem.

Oto nasze bohaterki – Fela, Mućka i Gryzelda – oraz ich gospodarz i właściciel, pan Staszek, człowiek grubiański, prymitywny i okrutny. Życie trzech przyjaciółek pasących się na łące we wsi Łękusk jest nudne i monotonne, ot, trawa, obora i dojenie. Nawet zjawiający się turyści i klienci agroturystyki nie wprowadzają ożywienia w krowie życie. Ale oto pojawia się atrakcja, na pozór niezwiązana z życiem rogacizny – sąsiad okrutnego gospodarza, pan Wacek, kupuje (a może to leasing? – nieważne) sprzęt wodny, czyli kajaki i rowery. Krowy, widząc na brzegu jeziora kajaki, w pierwszej chwili myślą, że to duże ryby, ale już wkrótce przekonają się, że można się w tym poruszać po wodzie. Tak rodzi się plan podróży, a to zawsze było krowim marzeniem. Marzenia te rozbudzają i pielęgnują bocian Franciszek i jego żona Agata. To z ich opowiadań nasze bohaterki dowiadują się, że istnieje kraj – Indie, gdzie są traktowane jak święte! Ale czy takie marzenia mogą się spełnić? Nie, to się nie uuuuda.

A jednak! Gryzelda, najodważniejsza, udaje się do pana Wacka i oświadcza, że ona i jej przyjaciółki chcą wypożyczyć kajaki, aby popływać. Czytelnik może sobie tylko wyobrazić zdumienie właściciela, a następnie furię gospodarza, widzącego swój inwentarz, hen, daleko na falach!

Zachłyśnięcie się wolnością sprawia, że krowy nie chcą już wracać do swojej obory, nawet perspektywa zimowego chłodu i braku pożywienia nie mogą im odebrać radości i poczucia swobody. Zwłaszcza że niebawem pojawi się towarzysz podróży – zając Rzodkiewka, znający dobrze okolicę. To od niego krowy dowiadują się o swoich kuzynach żyjących w pobliskiej puszczy, a także o wszystkich zagrożeniach, jakie czyhają na zające.

Oceniając książkę, chciałabym zacząć od adresata. Odbiorcą, wg wydawcy, jest czytelnik w wieku 6-8 lat, choć Jonasz, któremu mama czyta tę opowieść, jest na pewno młodszy. Pomysł konstrukcji tekstu (dwa plany narracyjne, realny i fabularny), podkreślony odmienną czcionką, nie jest pomysłem nowym, dość przypomnieć „Niekończącą się opowieść”. Tutaj jednak zwraca uwagę ogromna czułość i więź emocjonalna łącząca mamę i synka, siedzącego na jej kolanach, zasłuchanego i reagującego żywo na kolejne wydarzenia. Mnie w tym momencie przypomniały się słowa wywiadu z dziećmi, prowadzonego przez znaną dziennikarkę Katarzynę Stoparczyk, gdy na jej pytanie „Do czego są książki?” pada odpowiedź „Do pitulania!”. Mały Jonasz jest właśnie „pitulany” podczas lektury, co pomaga mu oswoić trudne tematy, jakie przewijają się na kartach opowieści.

Tematów tych zaś nie brak. W pamięci Gryzeldy (najstarszej z krów) kołacze się postać Krasuli, która pewnego dnia pojechała samochodem do miasta i już nie wróciła. O tym, czym jest tajemniczy twór „miasto”, opowiada żubr Juliusz i w mglisty sposób pojawia się okrucieństwo rzeźni. Poruszony tą wiadomością mały Jonasz deklaruje, że nigdy nie zje żadnej krowy! Nie zamierza też nigdy być myśliwym (o tych okropieństwach opowiada zając Rzodkiewka). W ten sposób książka Andrzeja Grabowskiego wpisuje się w promocję wegetarianizmu i ochrony zwierząt. Osobiście mam mieszane uczucia, sama jestem bowiem mięsożerna, mamy myśliwego w rodzinie i uważam, że pasztet z sarny (i nie tylko) jest pyszny i zdrowy, a mięso nie jest genetycznie modyfikowane.

Co jest wg mnie największym atutem książki? Oczywiście fabuła, a także świetne portrety zwierząt, zarówno krów, jak i kuzynów – żubrów. Pisząc „portrety”, mam na myśli nie tylko aspekt psychologiczny, ale i znakomitą kreskę Grażyny Rigall. Najlepsza jest jednak atmosfera przygody i afirmacja marzeń. Te krowie przemyślenia, że aby przeżyć przygodę, nie można się wszystkiego bać, a szalone marzenia są najwspanialsze – na długo pozostaną w mojej pamięci.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ