Bez żadnych obaw o przesadę, trzeba odważnie stwierdzić, że dzieło wybitnego naukowca, nazwane opowieścią i sagą historyczną, jest wspaniałym poematem napisanym prozą i to na miarę Mickiewiczowskiej epopei naszych czasów. Tak jak wieszcz, współczesny autor opisuje przełomowy moment w historii, teraz w dziejach jego ukochanej Wielkopolski – koniec rządów pruskich i wybuch niepodległości po zakończeniu Wielkiej Wojny, jak wówczas nazywano pierwszą wojnę światową.
Ten czas starsze pokolenie dobrze pamięta z serialu „Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy” według scenariusza Andrzeja Twerdochliba i Stefana Bratkowskiego i w reżyserii Jerzego Sztwiertni, wyprodukowanego przez Telewizję Polską w latach 1979–1981, oglądanego przez ogromną widownię. Bohaterowie tego serialu, którzy skutecznie realizowali misję pracy organicznej w warunkach niewoli, pojawiają się także na kartach „Wiwatu!”, teraz w innej konwencji literackiej. Przyjmujemy ją ze zrozumieniem, bo autor przekonuje nas, że „dobra powieść historyczna żyje konfabulacją. To jej naturalny żywioł oraz podstawowa racja bytu”, jednak „nie może przenigdy rościć sobie prawa do tego, co w przeszłości realne”.
Gdy wieszcz zostawił w naszych umysłach wielobarwny obraz litewskiej prowincji, autor współczesnego poematu prozą ukazuje nam przeciwległy kraniec Rzeczpospolitej Obojga Narodów, gdyż akcja dzieje się głównie w Poznaniu i w okolicznych miejscowościach oraz na wielkopolskiej prowincji z wypadami do Paryża, Berlina, Zakopanego, Warszawy, na pola bitewne Prus Wschodnich, Francji i Flandrii, na Kresy, a nawet do Nowego Jorku i Teksasu.
I jak u wieszcza mamy opowieść rodzinną – o opisanej z wielką serdecznością familii Stogowskich, a przy tym najróżniejsze dygresje, jak odniesienia kulinarne wraz z opisami potraw, z przywołaniem wielkiego wpływu zaleceń ponadczasowej Lucyny Ćwierczakiewiczowej, czy opis poznańskich rynków, z których oczywiście najważniejszy jest Rynek Jeżycki, co – sięgając do własnej pamięci z dzieciństwa – w pełni potwierdzam.
Otrzymaliśmy przy tym paradę bardziej i mniej znanych wielkopolskich osobowości, a wśród nich pojawiają się dziesiątki nazwisk pochodzenia niemieckiego. Widzimy ten szczególny fenomen, gdy przybysze z różnych części Niemiec w kolejnym pokoleniu stawali się żarliwymi polskimi patriotami. Dla ludzi książki ważne jest przy tym podkreślenie osiągnięć pochodzącego z greckiej (!) rodziny legendarnego księgarza Jana Konstantego Żupańskiego, którego imię nosi jeden z najlepszych antykwariatów w Polsce.
W opowieści autor zawarł dziesiątki fascynujących anegdot, m.in. takich jak wzmianka, że wielki Otto von Bismarck, żelazny kanclerz, który „szczerze nie cierpiał, wręcz nienawidził wszystkiego, co polskie”, mówił w młodości po polsku. Fascynująca jest również autorska skłonność do wymieniania dziesiątek nazwisk czy wielkopolskich nazw geograficznych, w których doszukuje się zawsze cech poetyckich.