środa, 1 lutego 2023
WydawcaKrytyka Polityczna
AutorMark Leonard
TłumaczenieAndrzej Wojtasik
RecenzentGrzegorz Sowula
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2022
Liczba stron256
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 1/2023

Jedna z licznych ostatnio książek, które starają się wytłumaczyć czytelnikom „coraz bardziej otaczającą nas rzeczywistość”, jak powtarzam (do znudzenia) za Kazimierzem Rudzkim. O pracy Marka Leonarda, analityka stosunków międzynarodowych, już się media rozpisywały i nie bez powodu, jako że autor stara się w swej zadziwiająco krótkiej książce – zaledwie 220 stron tekstu – zanalizować najistotniejsze światowe przemiany i ich wpływ na nasz byt. Byt – bo jesteśmy w sposób wręcz niewyobrażalny uzależnieni od tego, co się w świecie dzieje i ku czemu ten świat zmierza.

Na dobrą sprawę od razu można powiedzieć, że droga wyboista, a kierunek niesłuszny – jeśli bowiem rozważań na temat przyszłości świata i jego mnożących się niczym króliki mieszkańców pojawia się coraz więcej, to, bez stawiania dolarów przeciw orzechom (albo i odwrotnie), wolno zgadywać, że na tym świecie dzieje się kiepsko. Czy grozi nam zagłada? Ależ tak, robimy wszystko, co w naszej mocy, by w pewnym momencie ten nasz glob szlag trafił – poziom oceanów się podniesie, rzeki wyschną, drzewa stracą liście, śnieg zostanie na filmach przyrodniczych, a my, bidocki, zaczniemy poniewczasie główkować, co i kiedy spieprzyliśmy. Tyle że na razie śpiewamy unisono „I’d rather go blind”, starą piosenkę Etty James, znaną dobrze z tuzinów interpretacji. Tak, wolimy nie widzieć, co się wokół nas dzieje. Nie tylko dlatego, że staliśmy się obojętni na zmiany – dotyczą nas, a jakże, ale nie mamy na nie wpływu, zostaliśmy go pozbawieni. I, obawiam się, raczej go w najbliższym czasie nie odzyskamy.

Sławomir Sierakowski poleca książkę słowami: „Przeczytajcie, jeśli chcecie coś zrozumieć z dzisiejszego zamieszania”. Ale Leonard nie tłumaczy tego burdelu, pokazuje jedynie mechanizmy nim zawiadujące: konektywność, współzależność, która miała być podstawą współpracy i porozumienia, a stała się właśnie źródłem konfliktu. „Wiek nie-pokoju” to historia niespodziewanego pomieszania z poplątaniem – mieliśmy nasze ekonomiczne, kulturalne, militarne, społeczne strategie, przyzwyczailiśmy się do obowiązujących przez stulecia podziałów na, z grubsza biorąc, dominujący Zachód i nieogarnięty Wschód. Z naszej, europejskiej perspektywy patrząc. I to podkreśla teraz Leonard – potrzebna jest zmiana perspektywy, całkowicie inne spojrzenie na historię, głębsza, bardziej realistyczna, pozbawiona politycznego zadęcia ocena możliwości tak własnych, jak i państw, z którymi współpracujemy. Albo konkurujemy. Bo rosnąca współzależność okazała się pułapką – zdominowane państwa odzyskały samodzielność, a potem przewagę dzięki zasobom (ropa, uran), położeniu geograficznemu (Cypr, Cieśnina Ormuz), technologii (internet i sieci społecznościowe niezależne od Google’a czy Facebooka), wreszcie innej wizji czy filozofii egzystencji (zachodnia wyższość jednostki kontra chińska harmonia i lojalność rodzin). „Ukryte konflikty wynikające ze współzależności czynią wśród ludzi większe spustoszenie niż wojny”, pisze w konkluzji autor. Jego książka nie przynosi niestety żadnych rozwiązań, Leonard nie jest w stanie dać jakiejkolwiek sensownej rady, rzuca jedynie wiecowe hasła: „Polityka ma moc zmieniania biegu dziejów” albo „Losy ludzkości nie są z góry przesądzone”. Polityka to wojna prowadzona w rękawiczkach, bieg dziejów zmieni jedynie wtedy, gdy politykom się to zacznie opłacać – już i teraz. Gdyby zmiany klimatu miały konkretną, wymierną cenę, nie czekalibyśmy bezsilnie na pogodową apokalipsę.

Jak pisałem na początku, Leonard próbuje swoją syntezę trendów i oczekiwań przedstawić jako przestrogę i wskazówkę zarazem, ale bez powodzenia. To ogromnie przygnębiająca lektura, pokazująca, jak bardzo wypuściliśmy z rąk kontrolę nad światem. Czy jest nam potrzebna? Tak, bo od współzależności nie ma już odwrotu – a jak dotąd prowadzi ona do coraz większych konfliktów.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ