środa, 25 maja 2022
Autorska relacja ze spotkania przyjaciół

Wieczór autorski Jerzego Burskiego odbył się w piątek 13 maja w Międzypokoleniowej Klubokawiarni przy Anielewicza 3 w Warszawie. Bohater wieczoru nadesłał relację, z której wybraliśmy poniższe fragmenty:

„Sala się zapełniła całkowicie. Gapiłem się na przyjaciół i oni na mnie. Przybyła również moja żona Magda, która początkowo usprawiedliwiła się z nieobecności, potem jednak przyszła. Uśmiechaliśmy się do siebie z publicznością. Maciek Nowak uderzył w struny swojej gitary. Dżezujący blues pięknie, trochę anonimowo otworzył imprezę. Dopiero po muzyce Ewa (szefowa Międzypokoleniowej Klubokawiarni) mnie przedstawiła, potem ja powiedziałem o niezwykłej rocznicy przypadającej właśnie dziś. 77 lat temu, dokładnie 13 maja 1945 roku pobrali się moi rodzice. Ten związek wygenerował mnie. Oni niestety już dawno odeszli do krainy pięknych wierszy i eposów, a ja te zaklęte rewiry i rzeczywistość próbuję wzbogacać moimi wierszami.

– Proszę państwa, książka ‘Urodziłem się, patrzę… chłopak!!!’ to obiekt dzisiejszej promocji. Dwutomowa książka, która właściwie dopiero jest zaczęta. Piszę ją nadal zapełniając literami białe plamy zapomnienia.

Dwa kawałki tekstu o Krakowie lat 50-tych i ‘Dziadach’ Mickiewicza/Dejmka przeczytał aktor Piotrek Furman, 5 minut bluesa – gitarzysta. Dwa kawałki mojego tekstu i znowu romantyczna, dżezująca gitara. Piękny kontrast między słowem pisanym i odtworzonym z pamięci, a odegranym z fantazją zapisem nutowym z wplecioną doskonale improwizacją.

Przejąłem obowiązki lektora i w miarę sprawnie przeczytałem jeszcze dwa epizody z mojej monografii. Huragan śmiechu wywołał cytat: „Mocze i kały w słoikach po śmietanie przyjmowane nie będą” (to treść ogłoszenia z pracowni analiz medycznych). Z boczku podeszła Ewa z różą dla mnie i Michała, kończąc tym jakby oficjalną część imprezy. Miałem wrażenie, że to przerwanie było zbyt nagłe, ale może i dobrze? Powiedziałem jeszcze kilka słów o sposobie nabywania książek i moich inskrypcjach dedykacyjnych. Zaprosiłem gości na wino i chrupanie ciasteczek. Bili mi brawo i wszystkim było wesoło. Ja zasiadłem do stolika, gdzie wpisywałem numery do książek i indywidualne dedykacje dla każdego chętnego. Szkoda, że szlachetny zwyczaj numerowania nakładów odszedł chyba do lamusa. Popijałem kwaśne, czerwone wino z plastikowej szklaneczki”.

Podaj dalej
Autor: (fran)