Piątek, 9 lutego 2024
Inspirowana prawdziwymi wydarzeniami

„Większość postaci to bohaterowie z krwi i kości. Opisywałam ludzi, którzy wówczas żyli” – mówi Anna Stryjewska w wywiadzie przed premierą 9 kwietnia książki „Lucyna. Zerwana nić”. W powieści opowiada o ludziach, którzy w latach 70. i 80. próbowali się odnaleźć w siermiężnej Polsce lub w poszukiwaniu lepszego życia wyjeżdżali do zachodniej Europy i za ocean, wierząc w american dream.

Książkę dedykuje Pani: „Bożence, której niezwykłe losy stały się kanwą do napisania tej historii”. Ta historia sama do Pani przyszła?

Powieściową Lucynę, czyli Bożenkę poznałam wiele lat temu. Już wówczas mieszkała pod Paryżem, w małej miejscowości Bondy, którą miałam przyjemność zwiedzić, a także gościć u Bożenki w domu.  Drugi raz spotkałyśmy się w ubiegłym roku podczas podróży. Miałyśmy dużo czasu na rozmowę, podczas której  zdradziła mi więcej szczegółów na temat swojego niezwykłego życia. Propozycję napisania o tym powieści przyjęła z wielkim entuzjazmem.

Jak Pani pracowała nad książką?

Część materiału przywiozłam już z podróży, a pozostałą część spisałam, kiedy Bożenka przyjechała do Polski. Spotkałyśmy się we trzy, ja, Bożenka i jej mama. Miałam niesamowitą okazję, aby porozmawiać o sprawach, które mnie nurtowały podczas pisania, a za sprawą wspomnień mamy Bożenki mogłam odtworzyć warstwę łódzką z końca lat 70.

„Zerwana nic” – tak brzmi podtytuł książki. Jak można go rozumieć?

Zerwana nić to nic innego jak zerwane więzi. W tym przypadku chodzi o miłość, która połączyła dwoje młodych ludzi, a która miała trwać aż po grób. Życie jednak nieustannie nas zaskakuje.

Opisana przez Panią historia rozgrywa się od lat 70. do 1990 r. Klimat tych czasów oddała Pani  niezwykle sugestywnie…
Dziękuję, bardzo mi miłoJ  Akcja powieści osadzona jest w mojej ukochanej Łodzi, którą jeszcze pamiętam z tamtego okresu, a którą opisuję również w drugiej części Zośki.  Poza tym, tak jak wspomniałam wcześniej, dużo w tym zasługi mamy Bożenki, która zbliżyła mnie do tamtego okresu swoimi niezwykle realnymi opowieściami.

Wyraziście zarysowała Pani nie tylko ogólne tło, ale również relacje rodzinne i sąsiedzkie, sposób przyjmowania trudnej codzienności przez ówczesnych ludzi, konieczność „kombinowania” i „załatwiania”…

To co dziś wydaje się nie do pomyślenia, wówczas było normą.  W tamtym czasie nie było komputerów, systemów, wszystko wypisywało się ręcznie, a co za tym szło, to więcej możliwości do kombinacji. Czasem wystarczyła łapówka, a innym razem włam. Ówczesny świat należał do ludzi sprytnych, przedsiębiorczych, nie bojących się ryzyka. Mama Bożenki mając na utrzymaniu czwórkę dzieci, żyjąc w fatalnych warunkach mieszkaniowych, pracując w fabryce na przędzalni, nie miała szybkich perspektyw na zdobycie godnego lokum. Do tego będąc zdeterminowaną, odważną kobietą nie wahała się sięgnąć po swoje. Dzięki temu wygrała.

Korzystała Pani ze wspomnień,  książek, filmów, by pokazać „tamte prywatki”😊?

Mam starszą siostrę, która często bywała na takich prywatkach. Następnego dnia zdawała mi relacje. Dzięki temu wiedziałam, co jest na tak zwanym topie. Miałyśmy też w domu adapter i stos winylowych płyt z nagraniami znanych zespołów zdobywających w ówczesnej Polsce szczyty popularności. Poza tym uwielbiam oglądać filmy z tamtych lat.

Powieściowi Wiola, Arek, Mirek to postaci autentyczne?

Tak, większość postaci to bohaterowie z krwi i kości. Opisywałam ludzi, którzy wówczas żyli, kochali tak mocno jak my, mieli swoje pragnienia, plany, dokonywali różnych, nie zawsze dobrych wyborów. Niektórzy z nich żyją do dziś, niektórzy już niestety nie.

Nie sądzi Pani, że podróż do tej rzeczywistości sprzed kilkudziesięciu lat będzie dla wielu młodych czytelniczek zdumiewającym doświadczeniem?

Mam taką nadzieję. Dla wielu Czytelniczek może być to również podróż sentymentalna. Dawna Łódź, ustrój, smaki dzieciństwa… Poza tym mnóstwo młodych ludzi marzyło wówczas o podróży do Ameryki, która dla większości Polaków jawiła się jako amerykański sen o dobrobycie.

W jakim środowisku dorasta tytułowa Lucyna?

Otoczenie powieściowej Lucyny to zwyczajni ludzie z betonowych osiedli pracujący w większości w łódzkich fabrykach. Wszystkich cechował niemal jednakowy status majątkowy, mieszkania były podobnie urządzone, ludzie bawili się we własnych domach, jedzenie przyrządzali sami i dzielili się tym co mieli. Wyjątek stanowił jej ojciec, który grywając w podrzędnych lokalach na akordeonie uchodził za artystę.

Lucyna obserwuje matkę, która pracuje ponad siły w łódzkiej przędzalni, nie znajdując oparcia w mężu alkoholiku, i…

Lucyna nie potrafi zrozumieć matki, która za każdym razem wybacza wiarołomnemu mężowi.

W imię miłości znosi wszelkie upokorzenia, podłość i oszustwa. Dla młodej kobiety rzeczą niepojętą jest, że można kochać do tego stopnia. Jeszcze nie wie, że dzieci dość często powielają błędy swoich rodziców.

Jak każda młoda dziewczyna wówczas i teraz marzy o wielkiej miłości.  Kiedy poznaje Julka wierzy, że to jest ten jedyny…

Julek jest kilka lat od niej starszy, imponuje młodziutkiej, niedoświadczonej dziewczynie wiedzą, obyciem, powodzeniem u płci przeciwnej. Otacza ją kokonem bezpieczeństwa, pokazuje świat jakiego dotąd nie widziała, co powoduje, że dorastająca Lucyna traci dla niego głowę. Ufa mu bezgranicznie i wierzy, że to ten mężczyzna, z którym przyjdzie jej przejść przez całe życie.

Ale Julek trafia do więzienia w Berlinie Zachodnim. W jaki sposób Lucyna przekracza wraz z córką granicę?

Przyjacielem rodziny jest Wojtek, który specjalizuje się od lat w fałszowaniu dokumentów i sprzedaży ich na czarnym rynku. Lucyna prosi go o pomoc, na co on ochoczo przystaje. Jedyna trudność polega na tym, że muszą się tam dostać pociągiem aż przez Budapeszt. Wojtek z racji amerykańskich korzeni matki nie może przekraczać granic kraju. Jednak dla chłopaka nie ma rzeczy niemożliwych.

Wymagało to niezwykłej odwagi i determinacji, prawda? Przecież to był 1987 r.!

Zdecydowanie, zwłaszcza, że powieściowa Lucyna postanowiła zabrać w podróż półtoraroczną córeczkę. Ponadto granice kraju były wówczas pilnie strzeżone, nikt nie mógł ich przekroczyć bez kontroli dokumentów, na którą okres wyczekiwania ciągnął się nieraz w nieskończoność. Państwa bloku wschodniego, którego główną cechą była indoktrynacja społeczeństwa rządziły się innymi prawami od państw bloku zachodniego. Takie to były czasy.

Berlin Zachodni był tylko przystankiem dla Lucyny, zresztą jak dla wielu Polaków. Chociaż u podstaw jej decyzji nie leżały względy polityczne, ale

Moja bohaterka nie miała w planach osiąść na stałe w Berlinie Zachodnim. Jej jedynym celem było wyciągnięcie ukochanego z więzienia, a następnie powrót do siermiężnej Polski. Nie przypuszczała, że docierając na miejsce nie zastanie już męża. Nie spodziewała się takiego ciosu od losu, który całkowicie pokrzyżował jej plany.

Czy według Pani  książka ma wymiar uniwersalny i  w gruncie rzeczy opowiada o poszukiwaniu – szczęścia, spełnienia, siebie?

W pewnym sensie tak. Każda z nas kochając, poszukując szczęścia i spełnienia zdolna była lub jest do wielkich czynów i wyrzeczeń. Miłość uskrzydla, przenosi góry, ale może też ranić, a zraniona, zdradzona kobieta potrafi być nieobliczalna.

Planuje Pani dalszy ciąg historii Lucyny?

To wszystko będzie zależało od Czytelników i od tego czy historia Lucyny zapadnie im w serce. Oczywiście prawdziwe życie miało swoją zaskakującą kontynuację, ale czy Czytelnicy będą chcieli ją poznać to się dopiero okaże. Zakończenie zostawiłam otwarteJ

„Lucyna. Zerwana nić” to idealny scenariusz filmowy. Jest tu ekscytujący wątek sensacyjny i miłość. Którą z aktorek wyobraża sobie Pani w roli Lucyny?

Prawdę mówiąc nie zastanawiałam się nad tym. Jeśliby jednak tak się okazało szukałabym na pewno podobieństwa do prawdziwej Lucyny, czyli Bożenki. Była bardzo piękną dziewczyną o blond włosach, wysoką i szczupłą. Podobny typ urody prezentuje w pierwszym skojarzeniu Paulina Gałązka.

Dziękuję za rozmowę

Magda Kaczyńska

 

Podaj dalej
Autor: Wydawnictwo Szara Godzina