Wtorek, 7 grudnia 2004
Rynek bez hurtowni
- Działa pan zarówno na polskim, jak i norweskim rynku książki. Jakie dostrzega pan różnice pomiędzy nimi? - Przede wszystkim w Polsce macie dużo więcej wydawnictw niż my w Norwegii, także w porównaniu z liczbą ludności. W Norwegii jest zaledwie kilku dużych wydawców. Moja firma osiąga rocznie obroty na poziomie ok. 80 mln norweskich koron, czyli ok. 40 mln zł i to stawia nas na pozycji jednego z największych edytorów. W Polsce zaś wcale nie mielibyśmy takiej pozycji. W Norwegii jest w zasadzie pięciu dużych wydawców. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja w Danii i Szwecji, gdzie jest wielu małych wydawców - 2-3-osobowych mikrofirm. Kolejną cechą norweskiego rynku książki jest to, że w ciągu ostatnich 4-5 lat dwaj najwięksi wydawcy - Cyldendal i Aschehoug - zaczęli przejmować księgarnie. Zbudowali w ten sposób własne sieci sprzedaży - Norli i Ark Bokhandel - i obecnie kontrolują większość kanałów dystrybucji. Trzecia różnica między naszymi rynkami, to brak w Norwegii takiego ogniwa jak hurtownie. Mamy dwa centra dystrybucji - jedno należące do dwóch największych firm, które ze sobą współpracują na tym polu i drugie należące do trzeciego co do wielkości norweskiego wydawcy, który ma własną sieć sprzedaży. Obydwie te sieci zapewniają dystrybucję również mniejszym edytorom. 90 proc. książek w Norwegii jest rozprowadzanych za pośrednictwem tych dwóch sieci. Moja firma dystrybuuje książki na własną rękę - mamy ogromny magazyn, gdzie mieści się 500 tys. egz. książek i skąd nasi pracownicy rozsyłają ofertę do klientów. Uznaliśmy bowiem, że obydwie istniejące sieci sprzedaży nie oferują dobrych usług. - Czy norwescy wydawcy tworzą sieci przedstawicieli handlowych, którzy docierają bezpośrednio do księgarń? - Tak, chociaż wcześniej kontakt z księgarniami zapewniali raczej pracownicy marketingu niż przedstawiciele handlowi. Marketing to bardziej elegancka forma poinformowania księgarza o nowościach. Jednak w ciągu ostatnich 4-5 lat wydawcy zaczęli zatrudniać przedstawicieli handlowych, którzy jeżdżą po kraju i zbierają zamówienia. Jest to dużo bardziej agresywna polityka sprzedaży, coś zupełnie nowego w Norwegii. Okazuje się, że obecnie, żeby sprzedać książki, nie wystarczy już tylko dział marketingu, ale musi też istnieć dział sprzedaży. - Dostrzega pan jeszcze jakieś różnice między naszymi rynkami? - Nie jestem aż na tyle zaznajomiony ze szczegółami polskiego rynku. Ale warto zwrócić uwagę na jedno zjawisko - w naszym kraju obrót książkami dokonuje się teraz w znacznej mierze przez Internet, za pośrednictwem specjalnych portali można składać zamówienia. W ciągu ostatnich kilku lat w Norwegii sposób komunikacji został znacząco zmodernizowany. - Jaka jest łączna wartość norweskiego rynku książki? - Około 4,5 mld norweskich koron. - Książka Roberta Wilsona, wydana niedawno przez Pol-Nordikę, została sprzedana w Norwegii w ogromnym nakładzie - 100 tys. egz. Czy wiele książek osiąga taką sprzedaż? - Książka Wilsona była bez wątpienia bestsellerem. Nieczęsto udaje się osiągnąć taki poziom sprzedaży. Średni nakład książki w Norwegii, podobnie jak w Polsce, spada. Wzrastają natomiast ceny książek, co wyraźnie widać we wskaźniku ceny za jedną stronę książki. Wzrost cen książek przewyższa wskaźnik inflacji. W efekcie liczba sprzedanych książek nie wzrasta, natomiast wzrasta wartość rynku, ponieważ wyższe są ceny książek. Ten mechanizm występuje również w Polsce. - Z tego, co pan mówił wcześniej, wynika, że rynek norweski jest bardzo scentralizowany. - Rzeczywiście. Zarówno w sektorze wydawniczym, jak i w przypadku dystrybucji. Jeśli chodzi o dystrybucję, to 90 proc. rynku jest w rękach dwóch sieci, co do wydawców - 4-5 największych kontroluje 90 proc. rynku. - Na ile aktywny na norweskim rynku jest kapitał zagraniczny? - Koncern Bonnier jest właścicielem trzeciego co do wielkości norweskiego wydawcy - firmy J.W. Cappelens. Czwarte co do wielkości wydawnictwo należy do duńskiego Egmontu. Ale obecność obcego kapitału na naszym rynku książki jest stosunkowo młodym zjawiskiem - wydawnictwo Cappelens zostało kupione przez Bonnier nieco ponad 10 lat temu, zaś wcześniej - czyli jeszcze przed 15 laty - wszystkie oficyny działające w naszym kraju były kapitałowo rdzenie norweskie. - Czy norwescy wydawcy są zrzeszeni w jakiejś organizacji? - Tak, istnieje Stowarzyszenie Wydawców Norweskich, które co roku publikuje raport na temat sytuacji branży. - Jednym z najżywiej dyskutowanych obecnie problemów w polskiej branży książkowej jest kwestia stałych cen. Jak to wygląda w Norwegii? - Obecnie jesteśmy na etapie negocjowania umowy branżowej pomiędzy stowarzyszeniem wydawców a stowarzyszeniem księgarzy. Na podstawie tej umowy ceny książek w Norwegii będą stałe. Do tej pory w naszym kraju istniał system stałych cen na książki, ale dotyczył tylko sprzedaży w księgarniach, a więc nie obejmował wydań klubowych czy sprzedaży w marketach. W Norwegii w ogóle wszystko jest bardzo uregulowane. Ale w ostatnim czasie ministerstwo kultury dąży do urynkowienia i uwolnienia tych cen, żeby ożywić konkurencję na rynku książki. Wydawcom się to nie podoba, księgarze bardzo się tego boją. W efekcie zostaną zapewne uwolnione ceny książek, ale dyskusja na ten temat toczy się od lat. Przyglądamy się rozwiązaniom przyjętym w Szwecji i Danii. W Szwecji istniał system stałych cen, ale niedawno został zniesiony. W Danii również funkcjonuje system wolnych cen, chociaż podmioty działające na tym rynku współpracują ze sobą w zakresie cen. Nie wiem, co prawda, jak to funkcjonuje w praktyce. - A jaka jest pana opinia na temat cen książek? - Przede wszystkim nie jestem pewien czy to w ogóle ma jakieś wielkie znaczenie dla rynku. Dla wydawcy jedynym niebezpieczeństwem w tym zakresie jest zła współpraca z dystrybutorami i wypadnięcie z jakiegoś kanału dystrybucji - wtedy wydawca może zostać zniszczony. W moim przypadku - jako wydawcy książek akademickich - sytuacja wygląda nieco inaczej, ponieważ mamy niepowtarzalną ofertę i nikt nie może ścigać się z nami w zakresie cen. Jeżeli ktoś chce kupić konkretną książkę konkretnego ekonomisty, musi ją kupić od nas. Dlatego moja pozycja przetargowa jest silna. Oczywiście mogę dać dystrybutorowi większy rabat, ale wiem, że dystrybutor nigdy nie powie mi - daj mi większy rabat, bo inaczej wezmę książki od innego wydawcy publikacji ekonomicznych. To nie księgarz wybiera tego typu książki, ale profesor każe je kupić studentom, zaś księgarnia jest tu tylko kanałem dystrybucji. Inaczej wygląda sytuacja np. z książkami sensacyjnymi. W tym przypadku księgarz śmiało może powiedzieć wydawcy - albo obniżysz cenę albo weźmiemy książki np. od Cappelensa. Dlatego dla wydawców, których oferta opiera się przede wszystkim na beletrystyce i bestsellerach, kwestia regulacji lub uwolnienia cen jest kluczowa, a uwolnienie tych cen rodzi poważne zagrożenie. Więksi przeżyją, ale małe niedokapitalizowane firmy wypadną z rynku. Podobnie będzie z księgarniami - te, które nie należą do sieci, małe rodzinne firmy, zostaną zniszczone. Obecnie w Norwegii jest ok. 500 księgarń. W ciągu najbliższych 5 lat po uwolnieniu cen na książki 200 spośród nich zbankrutuje lub zaprzestanie działalności. - Skoro zamierzają państwo uregulować w Norwegii kwestię stałych cen na książki przy pomocy umowy branżowej, czy nie rodzi to problemów z punktu widzenia prawa antymonopolowego? - Tak, nasz urząd antymonopolowy mógłby mieć co do tego poważne wątpliwości, ale ministerstwo kultury dało nam wolną rękę. Zgodnie z norweskim prawem antymonopolowym taka umowa branżowa jest bezprawna, ale ministerstwo kultury uznało, że język norweski jest ważniejszy niż prawo antymonopolowe, dlatego udzieliło nam specjalnego zezwolenia na zawarcie takiej umowy. To jedna z form wsparcia naszego ruchu wydawniczego przez władze. Drugą taką formą jest zerowa stawka VAT na książki. A np. w Szwecji czy Danii książki są opodatkowane VATem. Oczywiście ciągle toczą się dyskusje czy powinien być VAT na książki czy nie. - A jakie jest pana zdanie na temat VAT-u na książki? - Nie jestem pewien, czy to ma duże znaczenie dla rynku. Dla wydawcy VAT na książki ma proste przełożenie - mniej pieniędzy ze sprzedaży publikacji oznacza cięcia w liczbie wydawanych tytułów. Oczywiście wydawcy przetrwają wprowadzenie VAT-u na książki, ale będą mniej wydawać. Taką prawidłowość wykazują statystyki w Danii i Szwecji. Przede wszystkim VAT byłby problemem dla mniejszych oficyn. Osobiście też nie chciałbym, by został wprowadzony. I myślę, że nie zostanie, ponieważ norwescy wydawcy bardzo sprawnie lobbują w tym zakresie. Faktem jest, że od zakończenia drugiej wojny światowej norwescy wydawcy blisko współpracują z ministerstwem …
Wyświetlono 25% materiału - 1286 słów. Całość materiału zawiera 5144 słów
Pełny materiał objęty płatnym dostępem
Wybierz odpowiadającą Tobie formę dostępu:
1A. Dostęp czasowy 15 minut
Szybkie płatności przez internet
Aby otrzymać dostęp kliknij w przycisk poniżej i wykup produkt dostępu czasowego dla Twojego konta (możesz się zalogować lub zarejestrować).
Koszt 9 zł netto. Dostęp czasowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Czas dostępu będzie odliczany od momentu wejścia na stronę płatnego artykułu. Dostęp czasowy wymaga konta w serwisie i logowania.
1B. Dostęp czasowy 15 minut
Płatność za pośrednictwem usługi SMS
Aby otrzymać kod dostępu, należy wysłać SMS o treści koddm1 pod numer: 79880. Otrzymany kod zwotny wpisz w pole poniżej.
Opłata za SMS wynosi 9.00 zł netto (10.98 PLN brutto) i pozwala na dostęp przez 15 minut (bądź do czasu zamknięcia okna przeglądarki). Przeglądarka musi mieć włączoną obsługę plików "Cookie".
2. Dostęp terminowy
Szybkie płatności przez internet
Dostęp terminowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Dostęp terminowy wymaga konta w serwisie i logowania.
3. Abonenci Biblioteki analiz Sp. z o.o.
Jeśli jesteś już prenumeratorem dwutygodnika Biblioteka Analiz lub masz wykupiony dostęp terminowy.
Zaloguj się