Burza. Gdyby nie burza, zbrodnie z przeszłości pozostałyby ukryte pod ziemią. Gdyby nie burza, szaleńczy wir wydarzeń nie pochłonąłby Departamentu Policji Los Angeles i ludzi im bliskich. Ta burzowa zima na przełomie 1941 i 1942 roku…
James Ellroy książką „Burza” kontynuuje swój „Drugi Kwartet Los Angeles”. Tym razem akcja osadzona jest w okresie następującym bezpośrednio po ataku Japonii na Pearl Harbor i włączeniu się Stanów Zjednoczonych w II wojnę światową. Fabuła jest niezwykle złożona – trzy główne wątki, przeplatające się i rozwijające równolegle (choć często mające swój początek w wydarzeniach sprzed wielu lat), napędzają akcję przez ponad osiemset stron.
Sierżant Dudley Smith zleca Elmerowi Jacksonowi ujęcie groźnego gwałciciela, grasującego w Mieście Aniołów. Coś, co wydaje się rutynowym śledztwem, bardzo szybko przeistacza się w pierwszy kamień domina, które z każdą kolejną wywróconą płytką odsłania brudny, mroczny i zepsuty do cna świat. Znaleziony przez Jacksona notatnik nieuchwytnego przestępcy rozpoczyna sprint przez wyuzdane orgie przedstawicieli kręgu kultury i sztuki, łapówkarstwo na każdym szczeblu policyjnej administracji, tajne konferencje przedstawicieli dwóch walczących ze sobą światowych totalitaryzmów, meksykańską piąta kolumnę, napad na pociąg ze złotem, rosnącą nienawiść na tle rasowym… a to dopiero początek.
W swoim niepodrabialnym i niemal gotowym na filmowy scenariusz stylu Ellroy zanurza nas – czasem prawie podtapia – w gonitwie ludzkich dramatów, żądzy i intryg. Można odnieść wrażenie, że plugawość jest nie tylko narzędziem, ale celem samym w sobie. Pragnienie poznania rozwiązania jest jednak u czytelnika na tyle silne, że razem z autorem przedziera się przez tę historię do końca – jej lub własnego. Warto również zauważyć świetne tłumaczenie (miejscami wręcz adaptację!) niezwykle trudnego oryginału, w wykonaniu Violetty Dobosz.