środa, 26 maja 2010
WydawcaW.A.B.
AutorMarek Krajewski
RecenzentŁukasz Gołębiewski
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2009
Liczba stron352


Jedno jest pewne, Marek Krajewski potrafi utrzymać
czytelnika w napięciu. Zarówno jednak jego
popisy erudycji, łacińskie sentencje, literackie hiperbole,
jak i coraz bardziej makabryczne opisy
zbrodni, chyba przestały już budzić emocje krytyków.
Bo ileż można pisać na jedno kopyto? Analizy
sukcesu najbardziej popularnych seriali (także
literackich) pokazują, że – niestety – można
w nieskończoność, bo przeciętny czytelnik wcale
niczego nowego nie oczekuje. I chyba Krajewski
ma tego świadomość, ze szkodą jednak dla narracji. Moim zdaniem
ostatnią bardzo dobrą książką były „Widma w mieście Breslau”, od
czasu „Festung Breslau” autor stracił koncept na intrygującą zagadkę
kryminalną, a Eberhard Mock – niczym stary znajomy – stał się
nieznośnie w swoich zachowaniach i upodobaniach przewidywalny.
Oczywiście, Krajewski nawet w tych słabszych powieściach dystansuje
swoich konkurentów do tytułu mistrza polskiego czarnego
kryminału, jednak wierny czytelnik jego cyklu ma prawo oczekiwać
czegoś więcej… być może odrobiny wytchnienia i bardziej przemyślanej
nowej książki.

W „Głowie Minotaura” znaczną część akcji Krajewski przeniósł do
Lwowa. Zupełnie niepotrzebnie. Breslau w jego książkach to miasto
żyjące historią i lokalnymi smaczkami, którymi oddycha niejako każda
brama. Natomiast przedwojenny Lwów jest papierowy, odmalowany
z map, kronik i kilku przechadzek po ulicach, które wprawdzie
zachowały ślady historii, ale widać, że autor nie miał czasu bliżej ich
poznać i dlatego kreśli topografię w sposób przewodnikowy. Nie
podoba mi się ani postać Edwarda Popielskiego – polskiego policjanta,
odpowiednika Eberharda Mocka, ani sam Mock, który występuje
w tej powieści w roli mentora, ani ponura historia córki Popielskiego i jej zwyrodniałego fatyganta. Można odnieść wrażenie, że autor
nieco na siłę chce nam zaserwować jak najwięcej ohydy, która nie
buduje jednak nastroju. Trzymają w napięciu wątki śledztwa, znakomite
– jak zwykle u Krajewskiego – są też elementy obyczajowe, te
wszystkie wizyty w katowickich burdelach i lwowskich spelunkach,
z zachowaniem przedwojennej gwary, szczególnie bałaku łyczakowskich
baciarów.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ