Reportaż „Imperium bólu” czyta się jak hipnotyzujący thriller, jakim w swojej istocie jest. Został on przez Patricka Raddena Keefe’a zadedykowany osobom, które straciły kogoś z powodu kryzysu opioidowego. W Stanach epidemia opioidowa pochłonęła już pół miliona istnień ludzkich. Reporterska praca Keefe’a była poprzedzona przekopaniem się przez niebywałe stosy dokumentów, których liczba jest wprost proporcjonalna do rosnącej liczby pozwów sądowych, jakie zostały wytoczone spółce Purdue Pharma. Przypomnijmy: w latach pięćdziesiątych rodzina Sacklerów kupiła jej poprzedniczkę, czyli Purdue Frederick Company. Po wypuszczeniu na rynek opioidowego leku przeciwbólowego przyniosło im to ok. trzydziestu pięciu miliardów przychodu. Rodzina Sacklerów odmówiła autorowi jakiejkolwiek pomocy, o którą się zwracał, oczywiście za pośrednictwem ich prawnika, przygotowując się do zbierania materiałów. Keefe przeprowadził wywiady z ponad dwustu osobami. Zajęło mu to dwa lata. Potem książkę przekazał do niezależnego fact-checkingu. Gra, jaką Sacklerowie prowadzili z Agencją Żywności i Leków, szkolenia, jakie przechodzili ich przedstawiciele medyczni, wszystkie te historie budzą autentyczną grozę. Grozę, ponieważ Sacklerom zawsze zależało na unieśmiertelnieniu nazwiska i pieniądze pochodzące z ich działalności szły na finansowanie szacownych instytucji kultury i sztuki (tabliczki z ich nazwiskiem znalazły się w muzeach, szpitalach i uniwersytetach na całym świecie). Ten niezwykle bogaty klan nowojorskich filantropów zaczął się od historii trzech braci: Arthura, Mortimera i Raymonda. Oni wszyscy skończyli medycynę i zostali lekarzami, by bardzo szybko przejść na czarną stronę mocy, bo żądza zysku przysłoniła im całkowicie Przysięgę Hipokratesa, i zupełnie dosłownie po trupach dążyli do celu, przy okazji rozkręcając prawdziwą epidemię zdrowotną, która prawdopodobnie na zawsze zrośnie się z ich nazwiskiem. Znajomy lekarz miał zresztą przestrzec Richarda Sacklera, że zostanie obwołany Pablo Escobarem nowego tysiąclecia. Richard nie przejął się tym, zresztą nie przejmował się niczym, a najtrwalszą relację miał ze swoim psem buldogiem.
W książce pojawia się ważna postać ze świata sztuki: Nan Goldin, artystka, która udokumentowała na swoich fotografiach epidemię AIDS w Stanach Zjednoczonych, kuratorka przełomowej wystawy „Świadkowie: przeciwko naszemu znikaniu” z roku 1989. Goldin całe życie borykała się z uzależnieniami, również od heroiny. Poszła na odwyk po tym, jak jej przyjaciel David Wojnarowicz zerwał z nałogiem. W 2014 roku artystka dostaje ostrego zapalenia ścięgna nadgarstka. U lekarza dostaje receptę na OxyContin. Oczywiście szybko się uzależnia od tej „heroiny w tabletach”, kruszy tabletki, wciąga je nosem i zaopatruje się na czarnym rynku, by następnie przejść na prawdziwą heroinę. Przedawkowuje, kiedy diler sprzedaje jej fentanyl zamiast heroiny. Trafia na odwyk i wychodzi na prostą dzięki tej samej lekarce, która wyciągnęła ją z nałogu w latach osiemdziesiątych. Ma świadomość, że jest szczęściarą, bo tylko co dziesiąta osoba uzależniona od opioidów ma w Stanach dostęp do terapii. Pewnego dnia czyta artykuł w „New York Timesie” o leku, przez który o mało nie umarła, oraz o rodzinie Sacklerów. I robi projekt artystyczny polegający na zestawieniu fotografii dokumentujących jej nałóg ze zdjęciami gustownych tabliczek z nazwiskiem Sacklerów w galeriach na całym świecie. Zakłada grupę aktywistów na wzór tych, które w latach osiemdziesiątych próbowały się upomnieć o umierających na AIDS. Teraz razem z grupą PAIN (Prescription Addiction Intervention Now) chce w muzeach, w których jest wystawiana, upomnieć się o umierających w wyniku epidemii opioidowej. Żąda, żeby instytucje kulturalne przestały brać pieniądze od tych pseudofilantropów i chce, żeby rodzina Sacklerów swoją fortunę przeznaczyła na finansowanie ośrodków leczenia uzależnienia. Jej akcja w Met w roku 2018 wygląda tak, że do sadzawki wrzuconych zostaje niemalże tysiąc pomarańczowych buteleczek z wodoodpornymi etykietkami z napisem „OxyContin. Przepisała ci go rodzina Sacklerów”. Opisuję to tak szczegółowo dlatego, że ten fragment reportażu Keefe’a jest jak promień słońca w ogólnej beznadziei. Rok później w Muzeum Guggenheima aktywiści PAIN zrzucili z najwyższego piętra tysiące skrawków papieru, które, wirując niczym konfetti w hallu świątyni sztuk, symbolizować miały „śnieżycę recept”, którą Richard Sackler zapowiedział na premierze OxyContinu. Piękno i groza w jednym mocnym geście. Swoimi działaniami artystycznymi Goldin ruszyła lawinę zmian i spowodowała, że ważne amerykańskie instytucje kultury zrozumiały, że pieniądze to jednak nie wszystko i że kojarzenie wysokiej kultury z nazwiskiem ludzi, którzy mają krew na rękach, nie jest pomysłem najszczęśliwszym.
Autor przypomina, że jego książka ma być przygotowaniem gruntu dla przyszłych dziennikarzy, bo pamiętajmy, że mnóstwo dokumentów w tej historii nadal czeka na odtajnienie. Na Netflixie jest do obejrzenia miniserial „Zabić ból” na podstawie książki, każdy z sześciu odcinków rozpoczyna się świadectwem osób, które straciły bliskich z powodu kryzysu, jaki rozpętała nieprawdopodobna pycha i chciwość jednej rodziny.