Czwartek, 4 kwietnia 2024
WydawcaWydawnictwo Literackie
AutorRafał Księżyk
RecenzentGrzegorz Sowula
Miejsce publikacjiKraków
Rok publikacji2023
Liczba stron568
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 3/2024

Zabawne – bohaterowie tej historii śląskiego undergroundu są mi dobrze znani, mieszkałem na końcu katowickiej ulicy, gdzie mieściła się Pracownia, nawet zdarzyło mi się przy jednym z projektów współpracować, a dopiero z tej fascynującej, otwierającej oczy lektury dowiedziałem się, że swoją grupę, Oneiron, jej członkowie nazywali Śnialnią. „Oto jak nas, biednych ludzi, rzeczywistość ze snu budzi” – ten cytat z Boya wydaje mi się wyjątkowo tu pasować…

Rafał Księżyk pisze we wstępie: „Śląskie podziemie artystyczne, sięgające korzeniami wczesnych lat pięćdziesiątych XX wieku, należy do pionierskich undergroundów w powojennej Europie”. Wtóruje mu nie byle kto, bo sam Julian Przyboś, awangardowy poeta z przedwojennym twórczym rodowodem, który o wystawie katowickich twórców grupy St-53 pisał już w lutym 1957 roku: „Byli oni najpierwszymi w Polsce wychowankami szkół malarskich uczących socrealizmu, którzy się przeciw tej nauce zbuntowali. […] (Im, katowiczanom) przysługuje tytuł pierwszeństwa w walce z brzydotą i zacofaniem socrealistycznego naturalizmu”. Henryk Waniek, jedyny żyjący dziś uczestnik działań Pracowni, pisał: „Grupa St-53 […] została zapoznana. Zawsze wyżej będzie stawiana Grupa Krakowska, Klub Krzywego Koła, awangarda wrocławska, bo Katowice mają to do siebie, że pewien wycinek ich kulturowego horyzontu pozostaje zwykle w głębokim cieniu”. I jeszcze Waniek, o Śląsku: „Była to najsilniej kontrolowana, eksploatowana i jawnie pogardzana część Polski Ludowej. Kulturalnie oddalona od reszty kraju o setki lat. Obca”.

Przydługie te cytaty, ale otwierają czytelnikowi drzwi do Śnialni – to było, o paradoksie, przebudzenie, wyjście z cienia, wyrwanie się do świata. Andrzej Urbanowicz, herszt Pracowni, i jego żona Urszula Broll byli postaciami charakterystycznymi, rzucającymi się w oczy na szarych i brudnych ulicach miasta, pośród szarych i nijakich ludzi. Psychodeliczne obrazy, ezoteryczne teksty, buddyjska sangha, nieustające wyzwania rzucane koszmarowi codzienności, bitwa za bitwą, kolejni adepci… Rafał Księżyk opowiada o czasach, ale mówi o nich ustami bohaterów, cytując listy, wypowiedzi w katalogach wystawowych, fragmenty tekstów pisanych, wspomnieniowe rekolekcje. Pracownia wymykała się regułom, nie dało się jej działań wepchnąć do żadnej szufladki – twórcy okazywali się wyprzedzać o krok partyjnych włodarzy, którzy po prostu nie pojmowali, co faktycznie dzieje się w Pracowni na ulicy Piastowskiej 1.

Księżyk portretuje swych protagonistów z sympatią i zrozumieniem, nawet Urbanowicz wychodzi obronną ręką – nie był człowiekiem łatwym we współżyciu, choć moje osobiste z nim kontakty były jak najbardziej poprawne, przyjacielskie wręcz, zarówno wtedy, gdy byłem klientem jego nowojorskiej księgarni, jak i po jego powrocie do Polski. Nie mógł mnie pamiętać jako „somsiada” z lat siedemdziesiątych, ale już transatlantyckie książkowe relacje były mu bliższe, tak przynajmniej mówił. W co ja z kolei chętnie wierzę – narracja Rafała Księżyka pokazuje bowiem człowieka pogubionego, wyciągniętą rękę przyjmującego z wdzięcznością. Andrzej jawi się w tym moim omówieniu jako postać dominująca, ale tak faktycznie było – Urszula z pewnością miała więcej integralności, wewnętrznej uczciwości, niemniej to on pozostawał postacią bardziej rozpoznawalną, twarzą i głosem grupy. Czy można spodziewać się kolejnych opracowań ich działalności? Liczę na to, choć to, co przedstawił Rafał Księżyk, jest portretem niemal doskonałym. Brak mu może jakichś marginesowych uwag, ale czy będą one w stanie zmienić przedstawiony w jego pracy obraz?…

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ