Bohaterem tej arcyzabawnej książki, przy lekturze której raz po raz
wybucha się gromkim śmiechem, jest dwudziestodziewięcioletni Simon
Peters, singiel, typowy przedstawiciel swojego pokolenia, pracujący
jako sprzedawca w salonie sprzedaży telefonów komórkowych,
gdzie wciska klientom co popadnie. A raczej usiłuje wciskać, gdyż jego
próby w tym względzie z reguły nie przynoszą rezultatu. Wieczory
spędza w klubach, pubach i dyskotekach, gdzie systematycznie nadużywa
alkoholu, myśląc w pijanym widzie tylko o jednym – jak opuścić
dany lokal w towarzystwie osoby płci odmiennej i wylądować z tąże
płcią w łóżku. Niestety, i na tym polu coś szwankuje, gdyż statystyka
życia seksualnego naszego singla do złudzenia przypomina marne wyniki
sprzedaży oferowanych przez niego produktów. Nawet pełna determinacji
próba poderwania dziewczyny w klubie fitness kończy się
totalną klęską, gdyż nasz nieudacznik ląduje przez pomyłkę w przybytku
odwiedzanym wyłącznie przez gejów. Urlop dla singli na egzotycznej
wyspie kończy się klęską samotności, a próba zdobycia względów
ślicznej Marcii P. Garcii ze Starbucksa okazuje się zadaniem o stopniu
skomplikowania daleko wykraczającym poza zdolności logistyczno-organizacyjne
genialnego nieudacznika.
Z mieszanki wad Jaudowi udaje się jednak wyczarować sympatyczną
postać, którą przedstawia z wyrafinowanym humorem, błyskotliwą
ironią, subtelną drwiną i pełnym dystansu, zabarwionym odrobiną goryczy,
wysublimowanym szyderstwem.
Niestety, w polskim przekładzie nie zostało z tego zbyt wiele. Czytając
„Kompletnego idiotę” nie sposób się nawet uśmiechnąć. Zabawno-
iroczniczny potoczysty styl przepadł bez śladu wyparty przez bezbarwny,
pozbawiony polotu, swady i wyprany z dowcipu język, momentami
trudny do zaakceptowania,. Ze świetnego podanego w szlachetnej,
cieniuteńkiej porcelanowej filiżance espresso, wyszła zalewana
kawa-siekiera w fajansowym kubku. Szkoda, że „Skończony idiota”
zamienił się w „Kompletnego idiotę”, czyniąc z bestsellerowej książki
zupełnie przeciętną!